wtorek, 18 lipca 2017

Rozdział 22: Za późno

Rozdział 22, kolejny z perspektywy Bobra. Akcja wszystkich perspektyw będzie się powoli zazębiała, bo stoimy przed najważniejszym wydarzeniem w tym tomie - ataku stada. Bobru musi dostać się z powrotem do obozu w Płocku i wrócić z Płońska, żeby zobaczyć, czy słowa Krawca były prawdziwe. Zapraszam do czytania oraz komentowania ;)

POV:
Bobru - Rozdział 22 - Dzień 7-8
Irek - Dzień 7-8 - Walczy na drodze na północ od Płocka
Zuza - Dzień 7-8 - Broni obozu w Płocku

-------------------------------------------------------

Rozdział 22: Za późno (BOBRU)


                Po powrocie ze spotkania z Krawcem wróciłem do obozu Feline, nie robiąc zbyt dużo zamieszania.  Poprosił mnie o przekazanie więźniów, ale wiedziałem, że tego nie zrobię. Pytanie było jak dużo było prawdy w tym, że potrafi kontrolować stado. Musiałem jak najszybciej wrócić do Płocka i przygotować obronę. Wiadomość o tym, że złapał Erniego też nie była najlepsza. Wychodziło na to, że Krawiec kontrolował sytuacje od jakiegoś czasu. Widziałem na własne oczy, co zrobił ze Złomiarzami i obawiałem się, czy nie będzie w stanie tak zniszczyć i mojego obozu z moimi ludźmi. Nie mogłem się jednak zgodzić na jego warunki. Nie mogliśmy być więźniami i nie zamierzałem oddawać jednego z moich przyjaciół jako karty przetargowej. Musiałem wymyślić tylko, co w takim wypadku zrobić. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej wrócić do Płocka i stamtąd skołować pomoc od Bena i Dziary. Co najgorsze – stado było już pomiędzy Płockiem, a Płońskiem. Według wyliczeń nie szło na Płock, ale nawet jeśli to zmierzało do Torunia. W Ostoi będą mieli wielki problem, bo nie uda im się tak po prostu schować przed falą żywych trupów.
                Położyłem się spać rozmyślając. Nie zasnąłem szybko, ale gdy sen w końcu nadszedł to złożył mnie momentalnie. Obudziłem się, gdy słońce było całkiem wysoko na niebie. Nałożyłem buty i wyszedłem na zewnątrz w poszukiwaniu swoich ludzi. Znalazłem całą grupę siedzącą na stołówce. Postanowiłem nie dzielić się z nimi moim nocnym wypadem, przynajmniej na razie.
- Hej, jak sytuacja? – zapytałem.
- W końcu wstał!– przywitał mnie gromkim głosem Łowca.
- Jak z Potworem? – zapytałem.
- W etapie składania – włączył się do rozmowy Olaf. Był ubrany jak do wyjścia, miał przewieszony karabin przez plecy.
- Długo to zajmie?
- Jutro będziemy mogli jechać. Niestety wymiana opony to nie jest taka prosta sprawa w takim bydle. Myślę, że od biedy nawet dzisiaj wieczorem może się udać, jeżeli chcecie jechać na noc – odpowiedział Olaf.
- Im wcześniej tym lepiej – stwierdziłem.
- Rozumiem. Postaramy się ogarnąć to jeszcze dzisiaj. Niczego nie obiecuje, ale tak mi się wydaje – powiedział .
                Zjadłem spokojnie śniadanie i zająłem się zabijaniem czasu. Ika przygotowała się do wyjazdu przeglądając paczki z nasionami, których Feline użyczyła nam na rozbudowę ogrodów. Krystek zniknął gdzieś na prawie cały dzień, widziałem go raz, siedzącego na ławce przed budynkiem.  Łowca był zabiegany, pomagając ciągle przy naprawie swojego wozu. Ja sam starałem się planować i zastanawiać nad kolejnym krokiem. Wiedziałem, że pozostawienie zakładnika nie wchodziło w grę. Dzisiaj planowałem wyjechać z Płońska i nie miałem nawet jak stawić się na spotkaniu. Mogłem postawić wszystko na jedną kartę i spróbować zaatakować Krawca i jego ludzi na polanie, przedstawić sytuacje Feline i zastawić na niego pułapkę, ale wiedziałem, że to nic nie da, a prawdopodobnie również się nie uda. Nie wiedziałem jednak, co byłby w stanie zrobić jak nie spełnię jego żądań. Czy naprawdę stado podlegało jego kontroli? Tego nie mogłem być pewien. Miałem jednak przeczucie, że z tej współpracy nie wyjdzie nic dobrego i tego się trzymałem.
                Po południu wpadłem na Łowcę, który akurat robił przerwę od pracy.
- Jak idzie robota? – zapytałem.
- Jakoś leci. Zawsze jest od cholery do zrobienia w takich sytuacjach.
- Zanim na nas trafiłeś w Supraślu to nie miałeś takich problemów? – zainteresowałem się.
- Właściwie to nie – odpowiedział – Nie jeździłem też zbyt długo sam. Miałem swoją grupę, którą ludzie z Supraśla wycieli w pień. Wcześniej tamci pomagali mi w wielu sytuacjach.
- Tęsknisz trochę za czasami, gdy byliśmy cały czas na drodze?
- Sam nie wiem – zasępił się nieco mężczyzna – Z jednej strony czułem większą swobodę, ale nie można cholera całego życia na drodze spędzić… Masz jakieś obawy Bobru?
- Nie mam. Wiem, że to jest lepsze wyjście i możemy zbudować coś stabilnego. Po prostu pamiętam osoby, których już z nami nie ma i dlatego miło mi się to wspomina – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Nie ma co żyć przeszłością. Skupmy się na tym co jest. Mamy robotę do wykonania młody – Łowca był zdecydowanie jedyną osobą, która się tak do mnie zwracała. Miałem z nim już sporą historię i był ważnym elementem mojej grupy. Nie dość, że przewiózł nas przez pół Polski do Torunia to jeszcze pomagał mi i doradzał jak tylko mógł. Chociaż nie był wielkim taktykiem to jego rady zazwyczaj miały tą aurę chłopskiego rozumu, który sprawiał, że naprawdę wiele znaczyły. Po śmierci Sołtysa, z którym zazwyczaj rozmawiałem o takich rzeczach, była to relacja, która zdecydowanie wydawała się przydatna.
- Nie zatrzymuje cię już. Zajmij się naprawieniem Potwora, musimy jeszcze dzisiaj wrócić do Płocka – poprosiłem.
- Dam rade – odpowiedział uśmiechając się. Na jego zarośniętej twarzy pojawił się uśmiech. Kiwnął głową i wyszedł na zewnątrz, dalej zajmować się Potworem, którego sprowadzili tu razem z ludźmi Olafa. Dzień mijał dosyć powoli, ale gdy wieczorem jadłem kolację z Krystkiem oraz Iką to podeszli do nas Łowca z Olafem.
- Wszystko gotowe do drogi – zameldował Łowca poważnym głosem. Olaf kiwnął głową. Zauważyłem, że miał przez plecy przewieszony karabin, a jego strój wskazywał, że gdzieś się wybiera.
- Jadę z wami – odpowiedział zanim zadałem pytanie – Chcę zobaczyć jak to u was wygląda, a przy okazji powiem moim ludziom jak mają się zachowywać i kogo słuchać, żeby nie było niespodzianki na miejscu.
- Dużo? – zapytałem.
- Dziesięć osób. Jak na ten obóz uwierz, że Feline oddała praktycznie połowę, więc nie ma co narzekać.
- Dziękuje – odpowiedziałem.
                Zebraliśmy się przed bramą, gdzie stał Potwór. Nasiona zostały zapakowane,  a ludzie z Płońska siedzieli już wygodnie na tyłach pojazdu. Krystek oraz Ika usiedli z nimi, a ja po chwili dołączyłem. Olaf rozsiadł się na siedzeniu pasażera obok Łowcy. Ruszyliśmy. Wyjechaliśmy z Płońska, żeby po chwili sunąć już drogą, którą tutaj trafiliśmy. Serce zabiło mi szybciej, gdy spojrzałem na księżyc. Byłem bardzo ciekaw jak Krawiec zareaguje na to, że nie spełniłem jego oczekiwań. Groził nakierowaniem stada na obóz w Płocku i chociaż głęboko starałem się nie wierzyć w jego słowa, to serce biło mi nieco szybciej i martwiłem się.
                Droga z Płońska do Płocka nie była długa i wiedziałem, że za maksymalnie dwie godziny powinienem rozwiać swoje obawy i stawić czoła rzeczywistości. Jaka będzie – nie wiedziałem. Byłem jednak dobrej myśli. Zastanawiałem się czy grupa, którą wysłałem do Inowrocławia dotarła już do obozu. Na pewno byłaby to spora pomoc, szczególnie jeżeli rzeczywiście coś nam groziło. Ben miał znacznie więcej ludzi niż Feline, dlatego liczyłem, że wesprze Płock, zanim ten stanie się pełnoprawnym miejscem.
                Jechaliśmy już spory czas i wiedziałem, że jesteśmy blisko.
- Ja pierdole… - rozległo się nagle z przodu ciężarówki, które przebiło się przez rozmowy ludzi z Płońska. Zaciekawiony przepchałem się do przodu i wystawiłem głowę, będąc pomiędzy Olafem, a Łowcą. Spojrzałem do przodu. Zamarłem. Z oddali widać już było Płock. Nie dało się również nie  zauważyć tego, co wylewało się z niego, a znikało w odmętach miasta. Słowa Krawca sprawdziły się tak szybko. Musiał on z góry założyć, że się go nie posłucham, albo mieć na tyle rozwiniętą komunikację, żeby przekazać tak szybko wiadomość. Fala trupów zalewała miasto, w którym miał powstać mój obóz. Nie wiedziałem co powiedzieć. Byliśmy przy wschodnim wjeździe do Płocka. Łowca zatrzymał Potwora.
- Co teraz? – zapytał ktoś z tyłu, prawdopodobnie Krystek.
- Musimy dostać się do obozu – powiedziałem.
- Oszalałeś? Widzisz ile ich jest? – oburzył się Olaf.
- Widzę. Moi ludzie tam są i musimy im pomóc. Samo wzgórze na pewno jest bezpieczne. Przynajmniej wnętrze. Co do dojechania tam, to droga prowadząca na szczyt jest dosyć wąska, więc myślę, że bez problemu jak tam dojedziemy zepchniemy trupy. Wystarczy zrobić najpierw trochę hałasu żeby je odciągnąć, a przez resztę przebić się siłą ognia – powiedziałem.
- Brzmi to zajebiście ryzykownie. Ale znasz te tereny i pomożemy ci. Tylko bez przesady cholera jasna, nie będę narażał życia ludzi na samobójczą misje – odpowiedział mężczyzna.
- Mam plan, spokojnie – powiedziałem, bo rzeczywiście w mojej głowie kotłowała cała masa myśli, która układała się powoli w spójną całość. Wszyscy czekali na moje słowa. Ostateczna wersja uderzyła mnie nagle, całkowicie niespodziewanie – Więc tak. Przy rzece, gdzie nie powinno być aż tak dużej części stada są sklepy nastawione bardziej pod turystów – zacząłem – Tam znajdziemy fajerwerki. Podjedziemy tam Potworem i zapakujemy ich jak najwięcej. Następnie dwie lub trzy osoby wysiądą i zajmą pozycje, z których zaczną puszczać te petardy i zrobią nieco zamieszania. Duża część trupów powinna oddzielić się od głównego stada i otoczyć miejsca, z których będzie robione zamieszanie. Te osoby będą bezpieczne, ale przez jakiś czas otoczone.
- Nie brzmi to zbyt kusząco – zauważył Olaf.
- Ja się na to piszę – powiedział Krystek. Dwójka ludzi Olafa podążyła jego przykładem.
- Doskonale – stwierdziłem – Jak zrobi się nieco zamieszania to przejedziemy Potworem wzdłuż rzeki i okrążymy wzgórze. Na pewno tam jest najwięcej trupów, więc dojedziemy jak najdalej się będzie dało i resztę trasy przebijemy na dziko.
- Czemu na tyły wzgórza? – zaciekawił się Łowca.
- Jest tam podobno tajne przejście. Mateusz mi przynajmniej o nim mówił i był pewien, że w którymś z domków je znajdziemy. Podejrzewam nawet o który może chodzić.
- Podejrzewasz? – zapytał Olaf – Bobru nie obraź się, ale strasznie kiepsko to brzmi.
- Plan jest ryzykowny, nie przeczę. Ale innej opcji nie ma.
- Po prostu zróbmy to cholera jasna! – krzyknął Łowca podbudowują morale. Okrzyk ludzi z Płońska może nie przypominał tych filmowych, ale i tak sprawił, że ciarki przeszły mnie po plecach. Krawiec zaatakował, a my mieliśmy pokazać, że damy sobie i tak rade.
                Przez pół godziny przygotowywaliśmy się do akcji. Trupy wciąż wlewały się do miasta i widać było, że przechodzą przez nie niczym fala śmierci. Nie miałem pojęcia jak duża część jest zapchana przez zombie. Nie wiedziałem jak ciężko może być przejść przez jakieś ulice. Potwór odgrywał doskonałą rolę jako taran, ale na dłuższą metę, gdy straci prędkość to nie będzie mógł sobie poradzić z taką ilością przeszkód do zniszczenia. Dlatego w pewnym momencie mogliśmy po prostu utknąć na jednej z ulic i modlić się o to żeby stado jak najszybciej przeszło, a wiedziałem, że moi ludzie mogli mieć kłopoty.  Wybraliśmy na mapie budynki, na których planowaliśmy zostawić Krystka oraz pozostałą dwójkę, po tym jak zaopatrzymy ich w petardy. Trasa była na tyle wymyślna, żeby odciągnąć jak najwięcej trupów od wzgórza i spokojnie przejść na jego tyły do miejsca, gdzie według Mpd mogło być tylne wyjście z naszego obozu.
- Czy wszyscy wiedzą, co mają robić? – zapytałem.
- Tak – odpowiedziało paręnaście gardeł na raz. Ruszyliśmy.
                Łowca zakręcił i zaczął jechać w stronę brzegu. Zombie wlewały się do miasta od północnego wschodu, niczym strzała przebijająca tarczę. Nie były one skupione, im głębiej wchodziły pomiędzy budynki, tym bardziej rozdzielały się na kolejne ulice. Te, którymi jechaliśmy były jednak całkiem spokojne. Brzeg wydawał się całkiem czysty, przez co podróż mijała nam znośnie. Nie musieliśmy przebijać się przez nie, co znacznie ułatwiało plan. Pojedyncze osobniki z głuchym hukiem odbijały się od zbrojeń zamontowanych na przedzie i bokach pojazdu. Potwór był istną maszyną do niszczenia takich przypadków. Zauważyłem, że Olaf wraz z Łowcą wymienili nawet szybę, która została wyłamana, kiedy wyleciałem przez szybę w drodze do Płońska.
                Wjechaliśmy na ulicę, która była bardzo blisko Wisły. Widziałem stąd dokładnie trupy, które zajmowały całe wzgórze i krętą ścieżkę do niego prowadzącą.  Światła na górze się nie paliły i stąd nie miałem pojęcia, czy zombie sforsowały bramę, czy próbowały się przez nią przebić. Nie widziałem też żadnych świateł, więc liczyłem na to, że moi ludzie po prostu przeczekują sytuacje w zamknięciu i ciszy. To było najmądrzejsze rozwiązanie, ale upewnić się musiałem. Na ulicy, na której się znaleźliśmy, było sporo wraków aut, albo pojazdów opuszczonych przez właścicieli.  Mimo tego Łowca, jak zawsze, z wielką gracją poruszał się Potworem pomiędzy nimi, czasami delikatnie zahaczając i przesuwając pojedyncze przeszkody.  Kawałek przed nami, na drodze, widać było znacznie więcej trupów. Całe szczęście nie musieliśmy jechać aż tak daleko. Zatrzymaliśmy się w tym miejscu.
                Sklep, który nas interesował wyglądał na dawno opuszczony. Jedna z witryn była wybita, a w środku panował jeszcze większy mrok niż na zewnątrz. Niebo było czyste. Księżyc oświetlał okolice najlepiej jak potrafił.  Wyskoczyliśmy z Potwora prawie wszyscy, został jedynie Łowca oraz Ika. Uzbrojeni i gotowi weszliśmy do środka. Latarki zatańczyły szalenie po wnętrzu i oświetliły jedynego gościa, który był w środku. Jeden z ludzi Olafa rozbił mu czaszkę.  Sklep wydawał się częściowo przeszukany, ale na zapleczu znaleźliśmy ogromne pudła wypełnione przeróżnymi fajerwerkami – od tych małych, do tych ogromnych, które strzelały wieloma seriami robiąc na niebie prawdziwy pokaz. Zapakowaliśmy je, tyle ile mogliśmy, do toreb, a następnie ruszyliśmy z powrotem na ulice. Wtedy przez morze jęków, które były słyszalne cały czas, przebił się charakterystyczny dźwięk niedużego wybuchu. Byłem pewien, że dochodził ze wzgórza.
- Co tam się dzieje do cholery jasnej? – zapytał Łowca, gdy dotarliśmy do Potwora.
- Coś w obozie… Nie brzmi to zbyt dobrze, musimy szybko rozstawić ludzi i zacząć im pomagać – powiedziałem.
- Jedźmy – dodał Olaf. Chociaż w Potworze szyby były zamknięte to dźwięk jęków narastał im głębiej wjeżdżaliśmy do miasta. Wszystkie trzy budynki, które wybraliśmy były równolegle do linii stada.  Dojeżdżaliśmy już do pierwszego zaznaczonego, gdy pomyślałem, że warto powiedzieć parę słów do osób, które mają zostać uwięzione na dachach danych budynków.
- Macie w plecakach cały zestaw fajerwerków, trochę prowiantu, amunicje i łomy, żeby wyłamać drzwi, jeżeli byłby zamknięte. Jak dostaniecie się na dach to możecie od razu przygotować się do odpalenia ładunków. Puszczajcie je ile wlezie i nie panikujcie. Zamkniemy was na dole, żeby trupy do was nie weszły, ale i tak możecie pozamykać za sobą drzwi na górze, gdyby jakimś cudem dostały się do budynku. Jak stado przejdzie stąd to postaramy się was od razu odebrać z tych dachów. Obiecuje, że zrobimy to jak najszybciej.
                Pierwszy został wypuszczony Krystek. Wyskoczyliśmy na ulicy, na której było już trochę trupów. Ze wzgórze było słychać kolejne wybuchy oraz strzały. Zastanawiałem się, co się tam dzieje. My również nie bawiliśmy się już w podchody. Nie chciałem ryzykować niczyim życiem. Przebiliśmy się przez ulicę wypruwając pociski we wszystko, co się ruszało. Zombie padały jeden za drugim, a my bez problemu odstawiliśmy Krystka z wypchanym plecakiem do budynku, po czym sprawnie założyliśmy łańcuch z potężną kłódką na drzwi. Teraz wszystko leżało w jego rękach. Po akcji wróciliśmy od razu do Potwora i ruszaliśmy w kierunku kolejnego punktu.
                Po odstawieniu trzeciej osoby na niebie było już kolorowo i głośno. Krystek, oraz drugi mężczyzna zaczynali już pokaz, sprawiając, że na ulice, na których byliśmy, schodziło się coraz więcej trupów. Łowca przyspieszył i zaczął okrążać trasę, wykręcając ponownie na brzeg, który wciąż był stosunkowo pusty. Zombie wpadały pod koła Potwora coraz częściej. Byłem dumny z ludzi Feline. Przeprowadzali akcje naprawdę profesjonalnie i wiedziałem, że z ich pomocą to naprawdę może się udać. Olaf wyszkolił ich doskonale.  Gdy dojeżdżaliśmy ponownie do sklepu, z którego braliśmy fajerwerki to zobaczyliśmy, że do całej kanonady dołączył trzeci dach. Wszystko szło po naszej myśli.
                Teraz zaczynał się ten ciężki moment. Musieliśmy dotrzeć do wzgórza i przebić się na jego tyły. Trupy wykonywały zdecydowany ruch. Na pewno odciągnęliśmy trochę ich uwagę i sprawiliśmy, że główne skupisko znajdowało się teraz na ulicy, na której były trzy, obstawione przez nas, budynki.  Jechaliśmy wzdłuż brzegu, a trupy składały się pod kołami Potwora, jeden po drugim.  Okrążaliśmy powoli miejsce, w którym był nasz obóz, ale trupów było coraz więcej. Ciężarówka traciła swoją prędkość z każdym kolejnym przejechanym szwendaczem.
- Co teraz? – zapytał Łowca.
- Zaraz będziemy musieli jakoś wysiąść – odpowiedziałem.
- W ten legion?! – zapytał zdziwiony Olaf.
- Wystarczy, że dostaniemy się na pustą ulicę i resztę drogi przebijemy się siłą – powiedziałem.
- Siłę ognia mamy sporą, ale czy tak dużą, to nie wiem… - zasępił się mężczyzna.
- A co jakby się przekraść? – zapytał ktoś z ciężarówki. Był to młody chłopak z rudą brodą.
- Jak się nazywasz? – zapytałem.
- To Rudy. Nie widać? – zakpił Olaf – On zawsze ma durne pomysły, więc nie ma co go słuchać.
- Poczekaj – uspokoiłem Olafa – Mów – rzuciłem do chłopaka.
- Jak z chłopakami szliśmy na zwiady w niebezpieczne tereny to mieliśmy pewien sposób – jego głos nie pokazywał nawet grama pewności siebie, ale i tak wypluwał kolejne słowa.
- Jaki sposób? – zapytałem.
- Truposze działają głównie na węch. Jak złapiemy parę i wysmarujemy się ich flakami to nie będą nas atakować. Tylko musimy iść cicho i spokojnie – powiedział poważnym głosem.
- Ciebie chyba coś boli – zaśmiał się Olaf.
- Szefie jak to prawda jest – oburzył się chłopak.
- W sumie to nie brzmi, aż tak nierealnie – zastanowiłem się.
- Naprawdę? – zapytali w tym samym czasie Łowca z Olafem.
- Spróbujmy wciągnąć tutaj trupa czy dwa. Przygotujemy ten kamuflaż i zobaczymy jak działa, póki jeszcze nie jesteśmy w samym centrum stada – zaproponowałem.
                Zjechaliśmy na pobocze i delikatnie otworzyliśmy drzwi do ładowni na tyłach Potwora. Trupy, które wypełniały większą część ulicy, natychmiast próbowały dostać się do środka. Ludzie Olafa sprawnie wyeliminowali dwa i wciągnęli do środka, a ja zamknąłem drzwi.  Jeżeli to mogło zadziałać to niesamowicie się cieszyłem. Byłem w kiepskiej formie od wypadku w drodze do Płońska, więc wizja biegania, chociaż nie niemożliwa, nie podobała mi się. Dwa przegniłe ciała położono na podłodze ładowni Potwora. Stanęliśmy w kręgu wokół nich. Olaf dołączył do nas, a Łowca dzielnie przebijał się przez kolejne uliczki, coraz bardziej zbliżając się do celu.
                Rudy sięgnął po nóż. Zasłonił sobie dłonią nos i wziął głęboki oddech. Przeciął koszulkę i bluzę pierwszego z trupów i odsłonił lekko napęczniały i fioletowy brzuch.  Przyłożył ostrze lekko pod klatką piersiową i wbił je. Odór, który się wydostał był zapierający dech w piersiach.  Wszyscy poszli w jego ślady próbując zatkać nosy i uniknąć przykrego zapachu. Rudy rozciął jamę brzuszną i naszym oczom ukazał się nieprzyjemny widok poczerniałych wnętrzności. Chłopak spojrzał na nas. Odłożył nóż na bok i delikatnie, jakby sam tego nie chciał, zamoczył rękę w środku. Starałem się oddychać głęboko ustami żeby nie zwymiotować. Nabrał trochę krwi na dłoń po czym rozsmarował ją sobie po twarzy. Widziałem jak jego blada cera zamienia kolor na ciemną czerwień.
                Następnie pokrył swoje ciało fragmentami większości oraz warstwami posoki, kończąc przygotowanie kamuflażu. Wygląda upiornie, ale patrząc tak na niego pomyślałem, że to naprawdę może się udać.  Po piętnastu minutach potwór został zaparkowany tak, żeby prawe wyjście pasażera wychodziło na jedną z bardziej pustych, bocznych uliczek. Cała załoga była wysmarowana w kamuflażu. Cuchnęliśmy potwornie, ale teraz nadszedł moment prawdy. Wyszedłem pierwszy, a zaraz za mną wyskoczył Rudy. Poruszaliśmy się powoli i podeszliśmy do przodu. Drzwi do Potwora póki co zostały zamknięte, chociaż trupy i tak zainteresowały się hałasem i światłem. Zaczęły iść w naszą stronę. Zacisnąłem mocniej dłoń na rękojeści noża.  Byłem gotowy odeprzeć atak. Trupy były coraz bliżej. Słyszałem ciche jęki, które zlewały się z tą kakofonią, którą było słychać z głównej ulicy. Zombie, który był obok mnie wyglądał przerażająco. Dolna część jego twarzy zwisała na przegniłej skórze. Był niesamowicie wychudzony i prawie nagi, nie licząc resztek spodni trzymających się na kościstych biodrach. Widziałem jego puste, rybie oczy. Spojrzał na mnie. Złapałem oddech i zgodnie z radą Rudego postanowiłem być cicho i nie ruszać się zbyt szybko.
                Zadziałało. Trup powęszył chwilę po czym ruszył dalej. Podobnie zachowali się pozostali, którzy mijali nas jakby nigdy nic. Dałem znak podnosząc rękę i po chwili wszyscy wyszli z Potwora. Ruszyliśmy całą grupą złożoną z dwunastu osób do przodu, starając się trzymać blisko siebie. Byliśmy już prawie przy samym wzgórzu. Widziałem już nawet budynek, w którym według mojej wiedzy mogło być tylne wejście do naszego obozu. Pomysł Rudego zadziałał. Trupy całkowicie nas olewały, albo zatrzymywały się na chwilę po czym szły do przodu nie zwracając na nas zbyt dużej uwagi. Czy tak właśnie działał kamuflaż Zszytych? Czy to był cały ich sekret? Nie mogłem w to uwierzyć.
                Ulica, na której byliśmy, była cała zapchana trupami. Było naprawdę niedużo miejsca na poruszanie się. Widziałem ścieżkę na wzgórze, która prowadziła do furtki, ale tam również było pełno trupów. Znacznie mniej niż przy wejściu przednim, ale wciąż dużo. To była też jakaś opcja, ale wolałem najpierw spróbować załatwić to bezpieczniej. Podeszliśmy do budynku i zaczęliśmy siłować się z drzwiami. Były niestety zamknięte.
- Co teraz? – wyszeptał Olaf.
- Musimy się przebić – odpowiedziałem szeptem. Trupy, pomimo ogólnego hałasu zdawały się interesować nami nawet teraz.
- Jak zaczniemy się przebijać to one się dowiedzą – powiedział cichutko Łowca.
- Musimy zadziałać szybko – odpowiedziałem również cicho.
                Stanąłem przy drzwiach i dałem znak, że odliczam. Pokazałem trzy palce, następnie dwa i jeden po czym uderzyłem w drzwi z całej siły wraz z Olafem. Trupy natychmiast się nami zainteresowały. Ludzie Olafa otworzyli ogień, a na ulicy rozpętał się chaos. Zombie zaczęły nas otaczać. Siłowaliśmy się z zamkiem, zacząłem nawet w niego strzelać. Fala śmierci przyciskała nas coraz bardziej do ściany budynku. Były już tak blisko, że zaczęto używać noży i innych broni białych zamiast karabinów. Drzwi jednak w końcu stanęły otworem. Wpadliśmy do środka i szybko zamknęliśmy drzwi. Trupy jednak nie dawały za wygraną.
- Ja pierdole – stwierdził krótko Olaf.
- Trzymajcie drzwi! – krzyknąłem – Zastawcie to tamtą półką!
Ludzie Olafa posłuchali mnie natychmiast. Krzyki trupów były okropnie głośne. Ledwo dało się to wytrzymać. Zastawiliśmy jednak wejście paroma półkami i prowizoryczna barykada póki co trzymała. Rozejrzałem się po miejscu, w którym się znaleźliśmy. Ika włączyła latarkę i oświetliła resztę pomieszczenia. Odetchnąłem z ulgą. Zobaczyłem dziurę w ścianie, która zdawała się wchodzić w głąb wzgórza. Były tam kolejne drzwi, które wyglądały już na znacznie bardziej prowizoryczne. To musiał być ten tunel.

                Przez chwilę zrobiło się względnie spokojnie. Rozejrzałem się i spojrzałem na każdego po kolei. Zmęczonych, ale z uśmiechami na twarzy ludzi Olafa, samego Olafa, który patrzył na wejście do tunelu z dziwną miną, Ikę, która też wyglądała na zadowoloną z tego, że się udało oraz Łowcę. Na nim zatrzymałem na chwilę wzrok i zamarłem. Przeszedł mnie dreszcz i całe dobre morale prysnęły nagle niczym mydlana bańka. Mój przyjaciel, który towarzyszył mi od tak dawna trzymał się za kark. Na jego dłoni widać było krew. Nie była to jednak ta użyta do kamuflażu. Świeża czerwień kontrastowała z brudną czernią. Pokiwałem tylko głową jak nasze spojrzenia się spotkały. Łowca został ugryziony.

4 komentarze:

  1. No nie! Bobru! Dlaczego musiałeś skazać na śmierć właśnie tę postać? No cóż... Taki świat apokalipsy. Mam nadzieję, że przynajmniej ostatnie chwile Łowcy zostaną przedstawione w interesujący sposób. Przecież da radę jeszcze pociągnąć trochę, prawda?

    I ooooj dzieje się dużo. Cieszę się, że Bobru nie zgodził się na warunki Krawca. Ale można zobaczyć, że sam wątek Krawca nie skończy się w tym tomie. Kolejny raz trzeba przetrwać, co nie? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łowca jeszcze dycha, co prawda czasu mu dużo nie zostało, ale wciąż warto pamiętać o tym, że nasz snajper cechuje się ogromną charyzmą i wolą walki, która utrzyma do samego końca. Jeszcze swoją rolę odegra ;)

      Krawiec zdecydowanie w tym tomie dopiero pokazuje pazur, a jego całość będzie rozwijana w kolejnej części, gdzie już teraz, mogę wstępnie zapowiedzieć, będzie bardzo ważnym ogniwem wszystkich wydarzeń.

      Usuń
  2. Musiałam dwa razy przeczytać ostatni akapit, żeby upewnić się, czy dobrze wszystko zrozumiałam. I niestety - dobrze :(
    Jak mogłeś? Toż to bestialstwo! :( Jedna z najbardziej charakterystycznych i pozytywnych postaci... No nie! Jestem oburzona!


    Czekam z niecierpliwością co dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko opisać mi ból jaki towarzyszył mi przy wyborze postaci, która będzie musiała nadać nieco dramaturgii całemu rozdziałowi i akcji związanej ze stadem. To jest ten moment, w którym człowiekowi żal zabić własny wytwór :D
      Ale akcja jeszcze się nie zatrzymuje, więc jeszcze sporo przed nami ;)

      Usuń