Rozdział 22, kolejny z perspektywy Bobra. Akcja wszystkich perspektyw będzie się powoli zazębiała, bo stoimy przed najważniejszym wydarzeniem w tym tomie - ataku stada. Bobru musi dostać się z powrotem do obozu w Płocku i wrócić z Płońska, żeby zobaczyć, czy słowa Krawca były prawdziwe. Zapraszam do czytania oraz komentowania ;)
POV:
Bobru - Rozdział 22 - Dzień 7-8
Irek - Dzień 7-8 - Walczy na drodze na północ od Płocka
Zuza - Dzień 7-8 - Broni obozu w Płocku
-------------------------------------------------------
Rozdział 22: Za późno (BOBRU)
Po
powrocie ze spotkania z Krawcem wróciłem do obozu Feline, nie robiąc zbyt dużo
zamieszania. Poprosił mnie o przekazanie
więźniów, ale wiedziałem, że tego nie zrobię. Pytanie było jak dużo było prawdy
w tym, że potrafi kontrolować stado. Musiałem jak najszybciej wrócić do Płocka
i przygotować obronę. Wiadomość o tym, że złapał Erniego też nie była
najlepsza. Wychodziło na to, że Krawiec kontrolował sytuacje od jakiegoś czasu.
Widziałem na własne oczy, co zrobił ze Złomiarzami i obawiałem się, czy nie
będzie w stanie tak zniszczyć i mojego obozu z moimi ludźmi. Nie mogłem się
jednak zgodzić na jego warunki. Nie mogliśmy być więźniami i nie zamierzałem
oddawać jednego z moich przyjaciół jako karty przetargowej. Musiałem wymyślić
tylko, co w takim wypadku zrobić. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej wrócić
do Płocka i stamtąd skołować pomoc od Bena i Dziary. Co najgorsze – stado było
już pomiędzy Płockiem, a Płońskiem. Według wyliczeń nie szło na Płock, ale
nawet jeśli to zmierzało do Torunia. W Ostoi będą mieli wielki problem, bo nie
uda im się tak po prostu schować przed falą żywych trupów.
Położyłem
się spać rozmyślając. Nie zasnąłem szybko, ale gdy sen w końcu nadszedł to
złożył mnie momentalnie. Obudziłem się, gdy słońce było całkiem wysoko na
niebie. Nałożyłem buty i wyszedłem na zewnątrz w poszukiwaniu swoich ludzi.
Znalazłem całą grupę siedzącą na stołówce. Postanowiłem nie dzielić się z nimi
moim nocnym wypadem, przynajmniej na razie.
- Hej, jak sytuacja? –
zapytałem.
- W końcu wstał!– przywitał
mnie gromkim głosem Łowca.
- Jak z Potworem? – zapytałem.
- W etapie składania –
włączył się do rozmowy Olaf. Był ubrany jak do wyjścia, miał przewieszony
karabin przez plecy.
- Długo to zajmie?
- Jutro będziemy mogli
jechać. Niestety wymiana opony to nie jest taka prosta sprawa w takim bydle.
Myślę, że od biedy nawet dzisiaj wieczorem może się udać, jeżeli chcecie jechać
na noc – odpowiedział Olaf.
- Im wcześniej tym
lepiej – stwierdziłem.
- Rozumiem. Postaramy
się ogarnąć to jeszcze dzisiaj. Niczego nie obiecuje, ale tak mi się wydaje – powiedział
.
Zjadłem
spokojnie śniadanie i zająłem się zabijaniem czasu. Ika przygotowała się do
wyjazdu przeglądając paczki z nasionami, których Feline użyczyła nam na
rozbudowę ogrodów. Krystek zniknął gdzieś na prawie cały dzień, widziałem go
raz, siedzącego na ławce przed budynkiem.
Łowca był zabiegany, pomagając ciągle przy naprawie swojego wozu. Ja sam
starałem się planować i zastanawiać nad kolejnym krokiem. Wiedziałem, że
pozostawienie zakładnika nie wchodziło w grę. Dzisiaj planowałem wyjechać z
Płońska i nie miałem nawet jak stawić się na spotkaniu. Mogłem postawić
wszystko na jedną kartę i spróbować zaatakować Krawca i jego ludzi na polanie,
przedstawić sytuacje Feline i zastawić na niego pułapkę, ale wiedziałem, że to
nic nie da, a prawdopodobnie również się nie uda. Nie wiedziałem jednak, co
byłby w stanie zrobić jak nie spełnię jego żądań. Czy naprawdę stado podlegało
jego kontroli? Tego nie mogłem być pewien. Miałem jednak przeczucie, że z tej
współpracy nie wyjdzie nic dobrego i tego się trzymałem.
Po
południu wpadłem na Łowcę, który akurat robił przerwę od pracy.
- Jak idzie robota? – zapytałem.
- Jakoś leci. Zawsze
jest od cholery do zrobienia w takich sytuacjach.
- Zanim na nas
trafiłeś w Supraślu to nie miałeś takich problemów? – zainteresowałem się.
- Właściwie to nie – odpowiedział
– Nie jeździłem też zbyt długo sam.
Miałem swoją grupę, którą ludzie z Supraśla wycieli w pień. Wcześniej tamci
pomagali mi w wielu sytuacjach.
- Tęsknisz trochę za
czasami, gdy byliśmy cały czas na drodze?
- Sam nie wiem – zasępił
się nieco mężczyzna – Z jednej strony
czułem większą swobodę, ale nie można cholera całego życia na drodze spędzić…
Masz jakieś obawy Bobru?
- Nie mam. Wiem, że to
jest lepsze wyjście i możemy zbudować coś stabilnego. Po prostu pamiętam osoby,
których już z nami nie ma i dlatego miło mi się to wspomina – odpowiedziałem
zgodnie z prawdą.
- Nie ma co żyć
przeszłością. Skupmy się na tym co jest. Mamy robotę do wykonania młody – Łowca
był zdecydowanie jedyną osobą, która się tak do mnie zwracała. Miałem z nim już
sporą historię i był ważnym elementem mojej grupy. Nie dość, że przewiózł nas
przez pół Polski do Torunia to jeszcze pomagał mi i doradzał jak tylko mógł.
Chociaż nie był wielkim taktykiem to jego rady zazwyczaj miały tą aurę
chłopskiego rozumu, który sprawiał, że naprawdę wiele znaczyły. Po śmierci
Sołtysa, z którym zazwyczaj rozmawiałem o takich rzeczach, była to relacja,
która zdecydowanie wydawała się przydatna.
- Nie zatrzymuje cię
już. Zajmij się naprawieniem Potwora, musimy jeszcze dzisiaj wrócić do Płocka –
poprosiłem.
- Dam rade – odpowiedział
uśmiechając się. Na jego zarośniętej twarzy pojawił się uśmiech. Kiwnął głową i
wyszedł na zewnątrz, dalej zajmować się Potworem, którego sprowadzili tu razem
z ludźmi Olafa. Dzień mijał dosyć powoli, ale gdy wieczorem jadłem kolację z
Krystkiem oraz Iką to podeszli do nas Łowca z Olafem.
- Wszystko gotowe do
drogi – zameldował Łowca poważnym głosem. Olaf kiwnął głową. Zauważyłem, że
miał przez plecy przewieszony karabin, a jego strój wskazywał, że gdzieś się
wybiera.
- Jadę z wami – odpowiedział
zanim zadałem pytanie – Chcę zobaczyć jak
to u was wygląda, a przy okazji powiem moim ludziom jak mają się zachowywać i
kogo słuchać, żeby nie było niespodzianki na miejscu.
- Dużo? – zapytałem.
- Dziesięć osób. Jak
na ten obóz uwierz, że Feline oddała praktycznie połowę, więc nie ma co
narzekać.
- Dziękuje – odpowiedziałem.
Zebraliśmy
się przed bramą, gdzie stał Potwór. Nasiona zostały zapakowane, a ludzie z Płońska siedzieli już wygodnie na
tyłach pojazdu. Krystek oraz Ika usiedli z nimi, a ja po chwili dołączyłem.
Olaf rozsiadł się na siedzeniu pasażera obok Łowcy. Ruszyliśmy. Wyjechaliśmy z
Płońska, żeby po chwili sunąć już drogą, którą tutaj trafiliśmy. Serce zabiło
mi szybciej, gdy spojrzałem na księżyc. Byłem bardzo ciekaw jak Krawiec
zareaguje na to, że nie spełniłem jego oczekiwań. Groził nakierowaniem stada na
obóz w Płocku i chociaż głęboko starałem się nie wierzyć w jego słowa, to serce
biło mi nieco szybciej i martwiłem się.
Droga z
Płońska do Płocka nie była długa i wiedziałem, że za maksymalnie dwie godziny
powinienem rozwiać swoje obawy i stawić czoła rzeczywistości. Jaka będzie – nie
wiedziałem. Byłem jednak dobrej myśli. Zastanawiałem się czy grupa, którą
wysłałem do Inowrocławia dotarła już do obozu. Na pewno byłaby to spora pomoc,
szczególnie jeżeli rzeczywiście coś nam groziło. Ben miał znacznie więcej ludzi
niż Feline, dlatego liczyłem, że wesprze Płock, zanim ten stanie się
pełnoprawnym miejscem.
Jechaliśmy
już spory czas i wiedziałem, że jesteśmy blisko.
- Ja pierdole… - rozległo
się nagle z przodu ciężarówki, które przebiło się przez rozmowy ludzi z
Płońska. Zaciekawiony przepchałem się do przodu i wystawiłem głowę, będąc
pomiędzy Olafem, a Łowcą. Spojrzałem do przodu. Zamarłem. Z oddali widać już
było Płock. Nie dało się również nie zauważyć
tego, co wylewało się z niego, a znikało w odmętach miasta. Słowa Krawca
sprawdziły się tak szybko. Musiał on z góry założyć, że się go nie posłucham,
albo mieć na tyle rozwiniętą komunikację, żeby przekazać tak szybko wiadomość.
Fala trupów zalewała miasto, w którym miał powstać mój obóz. Nie wiedziałem co
powiedzieć. Byliśmy przy wschodnim wjeździe do Płocka. Łowca zatrzymał Potwora.
- Co teraz? – zapytał
ktoś z tyłu, prawdopodobnie Krystek.
- Musimy dostać się do
obozu – powiedziałem.
- Oszalałeś? Widzisz
ile ich jest? – oburzył się Olaf.
- Widzę. Moi ludzie
tam są i musimy im pomóc. Samo wzgórze na pewno jest bezpieczne. Przynajmniej
wnętrze. Co do dojechania tam, to droga prowadząca na szczyt jest dosyć wąska,
więc myślę, że bez problemu jak tam dojedziemy zepchniemy trupy. Wystarczy
zrobić najpierw trochę hałasu żeby je odciągnąć, a przez resztę przebić się
siłą ognia – powiedziałem.
- Brzmi to zajebiście
ryzykownie. Ale znasz te tereny i pomożemy ci. Tylko bez przesady cholera
jasna, nie będę narażał życia ludzi na samobójczą misje – odpowiedział
mężczyzna.
- Mam plan, spokojnie
– powiedziałem, bo rzeczywiście w mojej głowie kotłowała cała masa myśli,
która układała się powoli w spójną całość. Wszyscy czekali na moje słowa.
Ostateczna wersja uderzyła mnie nagle, całkowicie niespodziewanie – Więc tak. Przy rzece, gdzie nie powinno być
aż tak dużej części stada są sklepy nastawione bardziej pod turystów – zacząłem
– Tam znajdziemy fajerwerki. Podjedziemy
tam Potworem i zapakujemy ich jak najwięcej. Następnie dwie lub trzy osoby
wysiądą i zajmą pozycje, z których zaczną puszczać te petardy i zrobią nieco
zamieszania. Duża część trupów powinna oddzielić się od głównego stada i
otoczyć miejsca, z których będzie robione zamieszanie. Te osoby będą
bezpieczne, ale przez jakiś czas otoczone.
- Nie brzmi to zbyt
kusząco – zauważył Olaf.
- Ja się na to piszę –
powiedział Krystek. Dwójka ludzi Olafa podążyła jego przykładem.
- Doskonale – stwierdziłem
– Jak zrobi się nieco zamieszania to
przejedziemy Potworem wzdłuż rzeki i okrążymy wzgórze. Na pewno tam jest
najwięcej trupów, więc dojedziemy jak najdalej się będzie dało i resztę trasy
przebijemy na dziko.
- Czemu na tyły
wzgórza? – zaciekawił się Łowca.
- Jest tam podobno
tajne przejście. Mateusz mi przynajmniej o nim mówił i był pewien, że w którymś
z domków je znajdziemy. Podejrzewam nawet o który może chodzić.
- Podejrzewasz? – zapytał
Olaf – Bobru nie obraź się, ale strasznie
kiepsko to brzmi.
- Plan jest ryzykowny,
nie przeczę. Ale innej opcji nie ma.
- Po prostu zróbmy to
cholera jasna! – krzyknął Łowca podbudowują morale. Okrzyk ludzi z Płońska
może nie przypominał tych filmowych, ale i tak sprawił, że ciarki przeszły mnie
po plecach. Krawiec zaatakował, a my mieliśmy pokazać, że damy sobie i tak
rade.
Przez
pół godziny przygotowywaliśmy się do akcji. Trupy wciąż wlewały się do miasta i
widać było, że przechodzą przez nie niczym fala śmierci. Nie miałem pojęcia jak
duża część jest zapchana przez zombie. Nie wiedziałem jak ciężko może być
przejść przez jakieś ulice. Potwór odgrywał doskonałą rolę jako taran, ale na
dłuższą metę, gdy straci prędkość to nie będzie mógł sobie poradzić z taką
ilością przeszkód do zniszczenia. Dlatego w pewnym momencie mogliśmy po prostu
utknąć na jednej z ulic i modlić się o to żeby stado jak najszybciej przeszło,
a wiedziałem, że moi ludzie mogli mieć kłopoty.
Wybraliśmy na mapie budynki, na których planowaliśmy zostawić Krystka
oraz pozostałą dwójkę, po tym jak zaopatrzymy ich w petardy. Trasa była na tyle
wymyślna, żeby odciągnąć jak najwięcej trupów od wzgórza i spokojnie przejść na
jego tyły do miejsca, gdzie według Mpd mogło być tylne wyjście z naszego obozu.
- Czy wszyscy wiedzą,
co mają robić? – zapytałem.
- Tak – odpowiedziało
paręnaście gardeł na raz. Ruszyliśmy.
Łowca
zakręcił i zaczął jechać w stronę brzegu. Zombie wlewały się do miasta od
północnego wschodu, niczym strzała przebijająca tarczę. Nie były one skupione,
im głębiej wchodziły pomiędzy budynki, tym bardziej rozdzielały się na kolejne
ulice. Te, którymi jechaliśmy były jednak całkiem spokojne. Brzeg wydawał się
całkiem czysty, przez co podróż mijała nam znośnie. Nie musieliśmy przebijać
się przez nie, co znacznie ułatwiało plan. Pojedyncze osobniki z głuchym hukiem
odbijały się od zbrojeń zamontowanych na przedzie i bokach pojazdu. Potwór był
istną maszyną do niszczenia takich przypadków. Zauważyłem, że Olaf wraz z Łowcą
wymienili nawet szybę, która została wyłamana, kiedy wyleciałem przez szybę w
drodze do Płońska.
Wjechaliśmy
na ulicę, która była bardzo blisko Wisły. Widziałem stąd dokładnie trupy, które
zajmowały całe wzgórze i krętą ścieżkę do niego prowadzącą. Światła na górze się nie paliły i stąd nie
miałem pojęcia, czy zombie sforsowały bramę, czy próbowały się przez nią
przebić. Nie widziałem też żadnych świateł, więc liczyłem na to, że moi ludzie
po prostu przeczekują sytuacje w zamknięciu i ciszy. To było najmądrzejsze
rozwiązanie, ale upewnić się musiałem. Na ulicy, na której się znaleźliśmy,
było sporo wraków aut, albo pojazdów opuszczonych przez właścicieli. Mimo tego Łowca, jak zawsze, z wielką gracją
poruszał się Potworem pomiędzy nimi, czasami delikatnie zahaczając i
przesuwając pojedyncze przeszkody.
Kawałek przed nami, na drodze, widać było znacznie więcej trupów. Całe
szczęście nie musieliśmy jechać aż tak daleko. Zatrzymaliśmy się w tym miejscu.
Sklep,
który nas interesował wyglądał na dawno opuszczony. Jedna z witryn była wybita,
a w środku panował jeszcze większy mrok niż na zewnątrz. Niebo było czyste.
Księżyc oświetlał okolice najlepiej jak potrafił. Wyskoczyliśmy z Potwora prawie wszyscy, został
jedynie Łowca oraz Ika. Uzbrojeni i gotowi weszliśmy do środka. Latarki
zatańczyły szalenie po wnętrzu i oświetliły jedynego gościa, który był w
środku. Jeden z ludzi Olafa rozbił mu czaszkę.
Sklep wydawał się częściowo przeszukany, ale na zapleczu znaleźliśmy
ogromne pudła wypełnione przeróżnymi fajerwerkami – od tych małych, do tych
ogromnych, które strzelały wieloma seriami robiąc na niebie prawdziwy pokaz.
Zapakowaliśmy je, tyle ile mogliśmy, do toreb, a następnie ruszyliśmy z
powrotem na ulice. Wtedy przez morze jęków, które były słyszalne cały czas,
przebił się charakterystyczny dźwięk niedużego wybuchu. Byłem pewien, że
dochodził ze wzgórza.
- Co tam się dzieje do
cholery jasnej? – zapytał Łowca, gdy dotarliśmy do Potwora.
- Coś w obozie… Nie
brzmi to zbyt dobrze, musimy szybko rozstawić ludzi i zacząć im pomagać – powiedziałem.
- Jedźmy – dodał
Olaf. Chociaż w Potworze szyby były zamknięte to dźwięk jęków narastał im
głębiej wjeżdżaliśmy do miasta. Wszystkie trzy budynki, które wybraliśmy były
równolegle do linii stada. Dojeżdżaliśmy
już do pierwszego zaznaczonego, gdy pomyślałem, że warto powiedzieć parę słów
do osób, które mają zostać uwięzione na dachach danych budynków.
- Macie w plecakach
cały zestaw fajerwerków, trochę prowiantu, amunicje i łomy, żeby wyłamać drzwi,
jeżeli byłby zamknięte. Jak dostaniecie się na dach to możecie od razu
przygotować się do odpalenia ładunków. Puszczajcie je ile wlezie i nie
panikujcie. Zamkniemy was na dole, żeby trupy do was nie weszły, ale i tak
możecie pozamykać za sobą drzwi na górze, gdyby jakimś cudem dostały się do
budynku. Jak stado przejdzie stąd to postaramy się was od razu odebrać z tych
dachów. Obiecuje, że zrobimy to jak najszybciej.
Pierwszy
został wypuszczony Krystek. Wyskoczyliśmy na ulicy, na której było już trochę
trupów. Ze wzgórze było słychać kolejne wybuchy oraz strzały. Zastanawiałem
się, co się tam dzieje. My również nie bawiliśmy się już w podchody. Nie
chciałem ryzykować niczyim życiem. Przebiliśmy się przez ulicę wypruwając
pociski we wszystko, co się ruszało. Zombie padały jeden za drugim, a my bez
problemu odstawiliśmy Krystka z wypchanym plecakiem do budynku, po czym
sprawnie założyliśmy łańcuch z potężną kłódką na drzwi. Teraz wszystko leżało w
jego rękach. Po akcji wróciliśmy od razu do Potwora i ruszaliśmy w kierunku
kolejnego punktu.
Po
odstawieniu trzeciej osoby na niebie było już kolorowo i głośno. Krystek, oraz
drugi mężczyzna zaczynali już pokaz, sprawiając, że na ulice, na których
byliśmy, schodziło się coraz więcej trupów. Łowca przyspieszył i zaczął okrążać
trasę, wykręcając ponownie na brzeg, który wciąż był stosunkowo pusty. Zombie
wpadały pod koła Potwora coraz częściej. Byłem dumny z ludzi Feline.
Przeprowadzali akcje naprawdę profesjonalnie i wiedziałem, że z ich pomocą to naprawdę
może się udać. Olaf wyszkolił ich doskonale. Gdy dojeżdżaliśmy ponownie do sklepu, z
którego braliśmy fajerwerki to zobaczyliśmy, że do całej kanonady dołączył
trzeci dach. Wszystko szło po naszej myśli.
Teraz
zaczynał się ten ciężki moment. Musieliśmy dotrzeć do wzgórza i przebić się na
jego tyły. Trupy wykonywały zdecydowany ruch. Na pewno odciągnęliśmy trochę ich
uwagę i sprawiliśmy, że główne skupisko znajdowało się teraz na ulicy, na
której były trzy, obstawione przez nas, budynki. Jechaliśmy wzdłuż brzegu, a trupy składały się
pod kołami Potwora, jeden po drugim. Okrążaliśmy powoli miejsce, w którym był nasz
obóz, ale trupów było coraz więcej. Ciężarówka traciła swoją prędkość z każdym
kolejnym przejechanym szwendaczem.
- Co teraz? – zapytał
Łowca.
- Zaraz będziemy
musieli jakoś wysiąść – odpowiedziałem.
- W ten legion?! – zapytał
zdziwiony Olaf.
- Wystarczy, że
dostaniemy się na pustą ulicę i resztę drogi przebijemy się siłą – powiedziałem.
- Siłę ognia mamy
sporą, ale czy tak dużą, to nie wiem… - zasępił się mężczyzna.
- A co jakby się
przekraść? – zapytał ktoś z ciężarówki. Był to młody chłopak z rudą brodą.
- Jak się nazywasz? – zapytałem.
- To Rudy. Nie widać?
– zakpił Olaf – On zawsze ma durne
pomysły, więc nie ma co go słuchać.
- Poczekaj – uspokoiłem
Olafa – Mów – rzuciłem do chłopaka.
- Jak z chłopakami
szliśmy na zwiady w niebezpieczne tereny to mieliśmy pewien sposób – jego
głos nie pokazywał nawet grama pewności siebie, ale i tak wypluwał kolejne
słowa.
- Jaki sposób? – zapytałem.
- Truposze działają
głównie na węch. Jak złapiemy parę i wysmarujemy się ich flakami to nie będą
nas atakować. Tylko musimy iść cicho i spokojnie – powiedział poważnym
głosem.
- Ciebie chyba coś
boli – zaśmiał się Olaf.
- Szefie jak to prawda
jest – oburzył się chłopak.
- W sumie to nie
brzmi, aż tak nierealnie – zastanowiłem się.
- Naprawdę? – zapytali
w tym samym czasie Łowca z Olafem.
- Spróbujmy wciągnąć
tutaj trupa czy dwa. Przygotujemy ten kamuflaż i zobaczymy jak działa, póki
jeszcze nie jesteśmy w samym centrum stada – zaproponowałem.
Zjechaliśmy
na pobocze i delikatnie otworzyliśmy drzwi do ładowni na tyłach Potwora. Trupy,
które wypełniały większą część ulicy, natychmiast próbowały dostać się do
środka. Ludzie Olafa sprawnie wyeliminowali dwa i wciągnęli do środka, a ja
zamknąłem drzwi. Jeżeli to mogło
zadziałać to niesamowicie się cieszyłem. Byłem w kiepskiej formie od wypadku w
drodze do Płońska, więc wizja biegania, chociaż nie niemożliwa, nie podobała mi
się. Dwa przegniłe ciała położono na podłodze ładowni Potwora. Stanęliśmy w
kręgu wokół nich. Olaf dołączył do nas, a Łowca dzielnie przebijał się przez
kolejne uliczki, coraz bardziej zbliżając się do celu.
Rudy
sięgnął po nóż. Zasłonił sobie dłonią nos i wziął głęboki oddech. Przeciął koszulkę
i bluzę pierwszego z trupów i odsłonił lekko napęczniały i fioletowy
brzuch. Przyłożył ostrze lekko pod
klatką piersiową i wbił je. Odór, który się wydostał był zapierający dech w
piersiach. Wszyscy poszli w jego ślady
próbując zatkać nosy i uniknąć przykrego zapachu. Rudy rozciął jamę brzuszną i
naszym oczom ukazał się nieprzyjemny widok poczerniałych wnętrzności. Chłopak
spojrzał na nas. Odłożył nóż na bok i delikatnie, jakby sam tego nie chciał,
zamoczył rękę w środku. Starałem się oddychać głęboko ustami żeby nie
zwymiotować. Nabrał trochę krwi na dłoń po czym rozsmarował ją sobie po twarzy.
Widziałem jak jego blada cera zamienia kolor na ciemną czerwień.
Następnie
pokrył swoje ciało fragmentami większości oraz warstwami posoki, kończąc przygotowanie
kamuflażu. Wygląda upiornie, ale patrząc tak na niego pomyślałem, że to
naprawdę może się udać. Po piętnastu
minutach potwór został zaparkowany tak, żeby prawe wyjście pasażera wychodziło
na jedną z bardziej pustych, bocznych uliczek. Cała załoga była wysmarowana w
kamuflażu. Cuchnęliśmy potwornie, ale teraz nadszedł moment prawdy. Wyszedłem
pierwszy, a zaraz za mną wyskoczył Rudy. Poruszaliśmy się powoli i podeszliśmy
do przodu. Drzwi do Potwora póki co zostały zamknięte, chociaż trupy i tak zainteresowały
się hałasem i światłem. Zaczęły iść w naszą stronę. Zacisnąłem mocniej dłoń na
rękojeści noża. Byłem gotowy odeprzeć
atak. Trupy były coraz bliżej. Słyszałem ciche jęki, które zlewały się z tą
kakofonią, którą było słychać z głównej ulicy. Zombie, który był obok mnie
wyglądał przerażająco. Dolna część jego twarzy zwisała na przegniłej skórze.
Był niesamowicie wychudzony i prawie nagi, nie licząc resztek spodni
trzymających się na kościstych biodrach. Widziałem jego puste, rybie oczy.
Spojrzał na mnie. Złapałem oddech i zgodnie z radą Rudego postanowiłem być
cicho i nie ruszać się zbyt szybko.
Zadziałało.
Trup powęszył chwilę po czym ruszył dalej. Podobnie zachowali się pozostali,
którzy mijali nas jakby nigdy nic. Dałem znak podnosząc rękę i po chwili
wszyscy wyszli z Potwora. Ruszyliśmy całą grupą złożoną z dwunastu osób do
przodu, starając się trzymać blisko siebie. Byliśmy już prawie przy samym
wzgórzu. Widziałem już nawet budynek, w którym według mojej wiedzy mogło być
tylne wejście do naszego obozu. Pomysł Rudego zadziałał. Trupy całkowicie nas
olewały, albo zatrzymywały się na chwilę po czym szły do przodu nie zwracając
na nas zbyt dużej uwagi. Czy tak właśnie działał kamuflaż Zszytych? Czy to był
cały ich sekret? Nie mogłem w to uwierzyć.
Ulica,
na której byliśmy, była cała zapchana trupami. Było naprawdę niedużo miejsca na
poruszanie się. Widziałem ścieżkę na wzgórze, która prowadziła do furtki, ale
tam również było pełno trupów. Znacznie mniej niż przy wejściu przednim, ale
wciąż dużo. To była też jakaś opcja, ale wolałem najpierw spróbować załatwić to
bezpieczniej. Podeszliśmy do budynku i zaczęliśmy siłować się z drzwiami. Były
niestety zamknięte.
- Co teraz? – wyszeptał
Olaf.
- Musimy się przebić –
odpowiedziałem szeptem. Trupy, pomimo ogólnego hałasu zdawały się
interesować nami nawet teraz.
- Jak zaczniemy się
przebijać to one się dowiedzą – powiedział cichutko Łowca.
- Musimy zadziałać
szybko – odpowiedziałem również cicho.
Stanąłem
przy drzwiach i dałem znak, że odliczam. Pokazałem trzy palce, następnie dwa i
jeden po czym uderzyłem w drzwi z całej siły wraz z Olafem. Trupy natychmiast
się nami zainteresowały. Ludzie Olafa otworzyli ogień, a na ulicy rozpętał się
chaos. Zombie zaczęły nas otaczać. Siłowaliśmy się z zamkiem, zacząłem nawet w
niego strzelać. Fala śmierci przyciskała nas coraz bardziej do ściany budynku.
Były już tak blisko, że zaczęto używać noży i innych broni białych zamiast
karabinów. Drzwi jednak w końcu stanęły otworem. Wpadliśmy do środka i szybko
zamknęliśmy drzwi. Trupy jednak nie dawały za wygraną.
- Ja pierdole – stwierdził
krótko Olaf.
- Trzymajcie drzwi! – krzyknąłem
– Zastawcie to tamtą półką!
Ludzie Olafa posłuchali mnie natychmiast. Krzyki trupów były
okropnie głośne. Ledwo dało się to wytrzymać. Zastawiliśmy jednak wejście
paroma półkami i prowizoryczna barykada póki co trzymała. Rozejrzałem się po
miejscu, w którym się znaleźliśmy. Ika włączyła latarkę i oświetliła resztę
pomieszczenia. Odetchnąłem z ulgą. Zobaczyłem dziurę w ścianie, która zdawała
się wchodzić w głąb wzgórza. Były tam kolejne drzwi, które wyglądały już na
znacznie bardziej prowizoryczne. To musiał być ten tunel.
Przez
chwilę zrobiło się względnie spokojnie. Rozejrzałem się i spojrzałem na każdego
po kolei. Zmęczonych, ale z uśmiechami na twarzy ludzi Olafa, samego Olafa,
który patrzył na wejście do tunelu z dziwną miną, Ikę, która też wyglądała na
zadowoloną z tego, że się udało oraz Łowcę. Na nim zatrzymałem na chwilę wzrok
i zamarłem. Przeszedł mnie dreszcz i całe dobre morale prysnęły nagle niczym
mydlana bańka. Mój przyjaciel, który towarzyszył mi od tak dawna trzymał się za
kark. Na jego dłoni widać było krew. Nie była to jednak ta użyta do kamuflażu.
Świeża czerwień kontrastowała z brudną czernią. Pokiwałem tylko głową jak nasze
spojrzenia się spotkały. Łowca został ugryziony.
No nie! Bobru! Dlaczego musiałeś skazać na śmierć właśnie tę postać? No cóż... Taki świat apokalipsy. Mam nadzieję, że przynajmniej ostatnie chwile Łowcy zostaną przedstawione w interesujący sposób. Przecież da radę jeszcze pociągnąć trochę, prawda?
OdpowiedzUsuńI ooooj dzieje się dużo. Cieszę się, że Bobru nie zgodził się na warunki Krawca. Ale można zobaczyć, że sam wątek Krawca nie skończy się w tym tomie. Kolejny raz trzeba przetrwać, co nie? ;)
Łowca jeszcze dycha, co prawda czasu mu dużo nie zostało, ale wciąż warto pamiętać o tym, że nasz snajper cechuje się ogromną charyzmą i wolą walki, która utrzyma do samego końca. Jeszcze swoją rolę odegra ;)
UsuńKrawiec zdecydowanie w tym tomie dopiero pokazuje pazur, a jego całość będzie rozwijana w kolejnej części, gdzie już teraz, mogę wstępnie zapowiedzieć, będzie bardzo ważnym ogniwem wszystkich wydarzeń.
Musiałam dwa razy przeczytać ostatni akapit, żeby upewnić się, czy dobrze wszystko zrozumiałam. I niestety - dobrze :(
OdpowiedzUsuńJak mogłeś? Toż to bestialstwo! :( Jedna z najbardziej charakterystycznych i pozytywnych postaci... No nie! Jestem oburzona!
Czekam z niecierpliwością co dalej ;)
Ciężko opisać mi ból jaki towarzyszył mi przy wyborze postaci, która będzie musiała nadać nieco dramaturgii całemu rozdziałowi i akcji związanej ze stadem. To jest ten moment, w którym człowiekowi żal zabić własny wytwór :D
UsuńAle akcja jeszcze się nie zatrzymuje, więc jeszcze sporo przed nami ;)