niedziela, 19 marca 2017

Rozdział 17: Blizny

Rozdział 17, kolejny z perspektywy Irka. W tym rozdziale Irek trafia w końcu do Ostoi i stąd planuje co dalej. Przepraszam, ze rozdziały ostatnio pojawiają się w takich odstępach, no ale nie wyrabiam się tak jakbym chciał. Kolejny pewnie pojawi się nie za 5 dni, a za około tydzień, ale mogę Wam obiecać, że będzie to najdłuższy rozdział w historii Apo (coś koło 12-13 stron w Wordzie). Dziękuje za wyrozumiałość, zapraszam do lektury oraz komentowania ;)

POV:
Irek - Rozdział 17 - Dzień 6
Bobru - Dzień 6 - Jest w drodze do Płońska
Zuza - Dzień 6 - Zmaga się z buntem w Płocku

-----------------------------------------------------

Rozdział 17: Blizny (IREK)


                Rynek w Ostoi tętnił życiem. Obserwowałem nieco przerażony to co udało się zbudować tutejszym ludziom. To nie był zwykły obóz. W zwykłych obozach ludzie chodzili zmęczeni, ciągle gotowi na atak, oraz przestraszeni tego co może się stać. Tutaj jednak było inaczej. Przy posągu bawiła się grupka dzieci. Śmiali się i biegali tak jakby świat wcale się nie skończył. Wokół całego głównego placu poruszali się ludzie, którzy śpieszyli się do swoich prac, oraz wracali z nich do swoich domów. Widać też było wszechobecnych strażników, którzy patrolowali okolicę z karabinami przewieszonymi przez plecy, gotowi do zatrzymania niebezpieczeństwa w każdej chwili.
                Z jednej strony było to idealne miejsce do życia w tych czasach, a z drugiej strony, dla zwykłego mieszkańca mogło być zgubne. Dobrze wiedziałem, że nic nie trwa wiecznie. Zawsze przy podobnym mędrkowaniu pokazywałem czubek mojej głowy, na której brakowało teraz dużej części włosów, a te kępki, które zostały, w niczym nie przypominały bujnej czupryny, która niegdyś zdobiła moją czaszkę. To samo czekało to miejsce. Chociaż mogło wydawać się, że najgorsze już przeszło przez to miejsce, to czułem, ze to nie koniec. Zbyt dużo wrogów czyhało w pobliżu.  Jakby nie patrzeć, byłem teraz jednym z nich.
                Gdy wczoraj Ernest zaatakował mnie, wyczuwając moje zamiary, co skończyło się interwencją ludzi Czarka i zabraniem go, stałem się oficjalnym wrogiem tych obozów. Byłem pewien, że jakby ktokolwiek się o tym dowiedział, zostałbym zabity na miejscu. Nigdy nie miałem szczęścia do tego obozu, czy do innych. Gdy tylko przyjechałem tu padłem ofiarą Dziary, następnie wybijając parę ludzi uciekłem stąd wraz z Łapą, a teraz wróciłem tu po paru tygodniach i to dzień po porwaniu jednej z Czerwonych Flar.
                Siedziałem sobie spokojnie na jednej z ławek i czekałem. Jeżeli chciałem jeszcze coś zmienić w swoim życiu musiałem działać. I to działać tak, żeby Krawiec się o tym nie dowiedział. Groził, że jeżeli nie zastosuje się do jego wyborów to zniszczy wszystkie obozy. A po tym jak przekierował stado w inną stronę, byłem pewien, że jest w stanie to zrobić. Kontrolowanie trupów w takich czasach było lepsze niż jakakolwiek broń. To była prawdziwa kontrola nad światem.
- Hej, ty – usłyszałem nagle głos. Odwróciłem się w prawo i zobaczyłem dwójkę ludzi idących w moją stronę. Pierwsza, ta która wołała, była dziewczyna w czapce z daszkiem, spod którego wystawały pojedyncze kosmyki blond włosów. Była ubrana w skórzaną kurtkę, jeansy i buty sięgające do kolan. Jej towarzysz wyróżniał się z tłumu, ponieważ był czarnoskóry. Dobrze zbudowany, z długim kijem baseballowym, wyglądał groźnie. Był też wyższy od swojej towarzyszki o głowę.
- Ja? – zapytałem, nie będą do końca pewny, czy ci ludzie wołają mnie.
- Irek prawda? – zapytała dziewczyna – Słyszeliśmy, że przyjechałeś tutaj i mieliśmy dowiedzieć się o co chodzi. Bo pewnie nie przyjechałeś tutaj dla zabawy, co? – słowa wypowiadała niezwykle szybko. Byłem pewien, że gdybym był nieco bardziej zmęczony to połowy bym nie wyłapał.
- Mam tu parę spraw do załatwienia.
- Chyba nie zdziwi cię, jak powiem, że Dziara chciałby się z tobą zobaczyć? – zapytała.
- Ta, spodziewałem się – odparłem krótko. Wiedziałem, że to spotkanie jest równie nieuniknione, co będzie niezręczne.
- Zaprowadzimy cię. Dziara teraz przyjmuje ludzi, bo wpadliśmy ostatnio na małą grupkę, która koniecznie chciała z nim porozmawiać. Ale pójdziemy na około i powinniśmy po takim spacerku być idealnie na czas – powiedziała.
- Jasne. Nie ma problemu – odpowiedziałem spokojnie. Jej towarzysz tylko kiwnął głową na znak, że zgadza się ze wszystkim, po czym ruszyliśmy na przód.
- Jestem Ewelina, a to jest Michael – przedstawiła siebie i mężczyznę – Jesteśmy z Czerwonych Flar, pewnie słyszałeś – dodała po chwili z dumą.
- Słyszałem – potwierdziłem.
- Sporo się ostatnio o tobie mówiło. Jedni mówili, że zginąłeś, drudzy, że uciekłeś, inni, że uciekłeś. To jak to w końcu z tobą było?
                Nie chciałem o tym rozmawiać z nikim. Kłamanie nie wychodziło mi za dobrze, a wiedziałem, że czeka mnie go sporo.
- Długa historia. Generalnie, przeżyłem koszmar i cieszę się, że jestem już w bezpiecznym miejscu. Nawet jeżeli to miejsce to Toruń.
- Tak… Słyszałam tą historię z tobą i Dziarą. Ale on się zmienił. Mówię ci, sam zobaczysz – powiedziała naprawdę przekonująco.
Nie do końca w to wierzyłem. Co prawda wszyscy mówili mi o zmianie, ale ja przed oczami miałem wciąż obraz człowieka, który uwięził mnie jak zwierzę, bez żadnego powodu. Człowieka, który zachował się jak potwór nawet jak na te czasy. Żadna blizna nie kojarzyła mi się z takim bólem, jak ta, którą miałem w psychice. Mogłem zgodzić się z faktem, że nigdy nie byłem duszą towarzystwa, ale po pobycie w klatce i ostatecznej ucieczce z niej, w mojej głowie powstała druga, z której już nie dało się uciec.
                Szliśmy przez parę minut w ciszy. Mijaliśmy oświetlone ulice, na których pełno było ludzi. Dowiedziałem się, że Toruń ostatnio zainwestował w zablokowanie paru dodatkowych ulic. Zrobili to ponieważ teren obozu był zbyt duży, a taka ilość miejsca wcale nie była potrzebna dla tylu osób. Zamiast tego woleli skupić się na obronie mniejszej ilości terenu w bardziej skuteczny sposób. Wyszło im to, ponieważ wychodząc z rynku i przechodząc przez dwie nieduże uliczki, spotkaliśmy około trzy patrole straży. Ten ostatni zatrzymał nas. Składał się z trzech mężczyzn i o ile dwóch z nich nie wyróżniało się zupełnie niczym to ostatni był dosyć ciekawy. Kojarzyłem go z wcześniejszego pobytu, ale zawsze mnie rozbawiał. Miał ksywkę Szeryf i chociaż zasady dawno upadły to on trzymał się ich dokładnie jak nigdy. Chociaż sam w sobie był zabawny to nie można było mu odjąć tego, że wykonywał swoją robotę solidnie.
- Co tu się wyprawia? – zapytał łypiąc ukrytymi za okularami przeciwsłonecznymi oczami.
- Prowadzimy go do Dziary. Jakiś problem? – zapytała Ewelina.
- Zależy. Sprawdziliście go? – zapytał przyglądając się teraz wyraźni mi.
- Człowieku dajże spokój. Jest prowadzony przez dwie osoby z Czerwonych Flar, do szefa i myślisz, że idzie tam gotowy przeprowadzić zamach? – zakpiła z niego dziewczyna.
Szeryf prychnął i ruszył dalej bez słowa.
- Czasami mu odbija – wytłumaczyła mi.
- Tak, widzę – powiedziałem patrząc jeszcze przez chwilę na kapelusz oddalający się od nas coraz szybciej i jego właściciela zatrzymującego kolejne osoby na ulicy.
- Grupa przy trójce – usłyszałem nagle trzeszczący głos dobiegający z nogi stojącej przede mną dziewczyny. Miała przy nodze krótkofalówkę, po którą natychmiast sięgnęła.
- Jakieś kłopoty? – zapytała.
                Przez chwilę staliśmy w ciszy, czekając na odpowiedź z urządzenia. Na twarzy Michaela nie było widać nic, ale Ewelina widocznie się niecierpliwiła.
 - Szukają schronienia – powiedział w końcu.
- Jonasz u was jest? – zapytała naciskając na przycisk.
- Jestem u szefa – odezwał się głos innego mężczyzny, prawdopodobnie Jonasza.
- Ja to sprawdzę – powiedział inny kobiecy głos.
- Potrzebuje dwóch Flar do Kwatery. Szef chce coś ogłosić – odezwał się ponownie Jonasz.
- Właśnie tam idziemy z Michaelem – zaświergotała Ewelina.
- Pospieszcie się – powiedział mężczyzna, po czym usłyszeliśmy trzask i zapadła cisza.
- Chodźmy lepiej, załatwimy dwie sprawy od razu – powiedziała dziewczyna, po czym przyspieszyła kroku. Ruszyliśmy za nią.
                Po pięciu minutach weszliśmy w uliczkę, na której już z daleka widać było wejście do Kwatery Głównej, w której urzędował Dziara oraz Czerwone Flary. Przetarłem nerwowo nadgarstki.  Michael otworzył drzwi i przepuścił mnie i Ewelinę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, w całkiem przytulnym i inaczej wyglądającym niż za ostatnim razem wnętrzu to parę ludzi, którzy siedzieli na postawionych ławkach i czekali na swoją kolej. My jednak ominęliśmy ich i ruszyliśmy do samego centrum sporego pokoju ,gdzie za biurkiem siedział Dziara. Tuż obok niego stał grubszy mężczyzna z włosami związanymi w kuc. Przed dowódcą Torunia stała trzyosobowa grupa. Stanęliśmy z tyłu. Moje spojrzenie spotkało się na chwilę z Dziary. Poczułem dziwne ukłucie w sercu.
- Radzę wam iść na Drugi Posterunek. Jeżeli naprawdę macie takie parcie na bycie przydatnymi. Tutaj nie potrzebuje więcej rąk do pracy, zapewniam was – powiedział do grupki stojącej przed nim.
- To jakiś inny obóz? – zapytał zaciekawiony mężczyzna stojący przed nim. Dziara otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął i odwrócił się do grubasa stojącego za nim.
- Jonasz. Gdzie jest Andrzej? – zapytał.
- Mówisz o tym z baru, czy tym którego przyprowadził tu jakiś czas temu Bobru? – zapytał uprzejmie Jonasz, którego też poznałem po głosie, który usłyszałem w krótkofalówce.
- O tym drugim. On chyba teraz wybiera się tam co? Weź po niego poślij i panowie się do niego dołączą – zaproponował ponownie spoglądając na grupę. Jonasz sięgnął po krótkofalówkę i po chwili pokierował trójkę ocalałych do innej części miasta. Ci podziękowali i wychodząc spojrzeli na nas. Po chwili pojawiliśmy się w miejscu, w którym przed chwilą stali.
- Ewelina i Michael. Widzę, że przyprowadziliście też ze sobą gościa – powiedział Dziara spoglądając na mnie. Przemilczałem to patrząc mu prosto w oczy. On nie spuścił wzroku przez pewien czas, aż w końcu wstał. Zobaczyłem brak kciuków na obu dłoniach i poczułem dziwną satysfakcje.
- Przepraszam moi drodzy, ale resztę spraw załatwimy wieczorem. Mam tutaj coś ważnego do załatwienia. Ewentualnie poszukajcie kogoś z moich ludzi i jeżeli to coś ważnego to oni wam pomogą – powiedział głośno do grupki czekającej na ławkach. Słychać było szmery niezadowolenia, ale po chwili zostaliśmy w pokoju w piątkę.
- A więc przeżyłeś. Słyszałem, że przepadłeś podczas jednej z misji – zaczął siadając ponownie.
- Udało mi się. Jak widać – odpowiedziałem bezbarwnym tonem głosu.
- Wiem, że relacje pomiędzy nami nie zaczęły się w najlepszy sposób. Gardzisz mną i masz do tego pełne prawo. Wiedz jednak, że zmieniłem się. Chcę, żeby to miejsce było bezpieczne i wychodzi mi to zajebiście dobrze. Naprawiam dawne grzechy. Jednym z największych jakie mi zostały jesteś ty.
Przemilczałem jego słowa.
- Podejrzewam, że nie przyszedłeś tutaj tylko po to żeby rzucać mi nienawistne spojrzenia. Jeżeli chcesz coś z siebie wyrzucić to proszę bardzo. Przyjmę ciężar, który sam stworzyłem. W imię większej sprawy – powiedział patrząc na mnie – A te blizny – wskazał miejsca, w których miał kiedyś kciuki – będą mi przypominały o tym kim byłem. Ale powiem ci, co pewnie ci się nie spodoba, że nie do końca żałuje. Oczywiście robiłem złe rzeczy i podejmowałem złe decyzje, ale zaprowadziły mnie one w to miejsce. Ten obóz nie istniał by, gdyby Wojciech wciąż tu rządził. Poświęciłem wiele i teraz czas żeby zapanował pokój.
                Chociaż czułem wewnętrzną, palącą złość to musiałem mu przyznać poniekąd racje. Odetchnąłem ciężko. Ewelina patrzyła z zaciekawieniem na wymianę zdań, Jonasz i Michael wydawali się być myślami gdzie indziej.
- Wschód potrzebuje pomocy. Stado przeszło przez Płońsk. Jak byłem w okolicy to widziałem. Obóz przetrwał, ale trupy idą dalej. Z tego co wiem lada dzień mogą pojawić się w Płocku. Jeżeli Bobra jeszcze tam nie ma, to na pewno też niedługo będzie – odezwałem się tak nagle, że nawet Michael spojrzał w moim kierunku. Dziara obserwował mnie z kamiennym wyrazem twarzy.
- Skąd te informacje?
- Z pierwszej ręki. Wtedy pod Warszawą wpadliśmy na stado. Od tamtego czasu uciekałem przed nim. A szło dokładnie w kierunku Torunia. Im wcześniej zaczniesz coś z tym robić tym więcej zdziałasz. Są ludzie, którzy je kontrolują, jak zaczniemy je wybijać teraz, to gdy nawet dojdzie do Torunia to nie wyrządzi takich szkód jakie by mogło. Bo obóz w Płońsku był mały, ludzie tam przeczekali to i nie musieli się martwić. Przez Toruń stado przepłynie niczym fala – nie chciałem za dużo powiedzieć. Ale chociaż Krawiec nie planował ataku, obawiałem się, że wciąż może coś zrobić. Jeżeli wysłał stado w stronę Płońska tylko dla sprawdzenia jak to działa i pokazu siły, to samo mogło spotkać te miejsca. A z dwojga złego wolałem żeby Toruń przetrwał. Nie mogłem pozwolić żeby setki niewinnych ludzi płaciło za błędy Dziary. Szczególnie, że Krawiec wiedział o tym, że Bobru jedzie do Płocka i będzie tam zakładał obóz. A były tam osoby, na których mi zależało. Znalazłem się w ciężkiej sytuacji. Jeżeli powiem za dużo Krawiec na pewno uderzy, a jeżeli nie zareaguje może być za późno.
- Ci ludzie? – wtrącił się zaciekawiony Jonasz.
- Ci którzy chodzą pomiędzy nimi – odpowiedziałem.
- Spotkałeś ich jak widziałeś stado? – zapytał Dziara.
- Nie. A przynajmniej nie zdawałem sobie z tego sprawy. Ale pewnie tam byli.
- Wiesz, to że Ben o nich tyle mówił, nie znaczy, że problem jest aż tak duży – dodał znowu Jonasz.
- Dobra, ale wciąż stado jest prawdziwe. I idzie w naszą stronę. Zrobisz coś, czy będziesz siedział w swoim bezpiecznym królestwie? – zapytałem.
                Zobaczyłem stary, dobry grymas złości na twarzy dowódcy Czerwonych Flar. Trwał on moment, ale był zdecydowanie widoczny. Miałem nadzieję, że to oznaczało, że go zmotywowałem do działania. Nie poznałem jednak odpowiedzi, bo zanim Dziara zdążył mi odpowiedzieć do budynku wpadł mężczyzna. Dyszał ciężko jakby szybko biegł i nawet nie zamknął za sobą drzwi.
- Zero wyłaź stąd, rozmawiamy – skarciła go Ewelina.
- Ważne… ważne informacje z Inowrocławia – powiedział sapiąc ciężko.
- Mów – powiedział krótko Dziara.
Mężczyzna usiadł na jednym z krzeseł i złapał oddech. Czekaliśmy cierpliwie.
- Właśnie dostaliśmy trzy wiadomości z Inowrocławia. Tylko jedna jest dobra – powiedział.
- Zaczynaj – ponaglił go Dziara, wyładowując ciekawość zbierającą się we wszystkich zebranych w pomieszczeniu.
- Po pierwsze do Inowrocławia przybyli ludzie Bobra. Podobno udało się im zasiedlić Płock i przenoszą materiały i ludzi. Jutro wyjeżdżają z powrotem.
- Kto tam jest dokładnie? – zapytał Dziara.
- Pablord, Gigant, Dymitr i ta dziewczyna z Drugiego Posterunku – odpowiedział.
- Natalia? – podpowiedziała Ewelina.
- Tak. Ta ruda – przypomniał sobie -  Dwie kolejne są gorsze. Po pierwsze podobno stado zbliża się niebezpiecznie blisko Płocka. Przez Płońsk już przeszło, chyba bez ofiar, ale w Płocku może być inaczej. Przydałaby się tam pomoc – powiedział.
- Właśnie o tym rozmawiamy. A skoro i ci ze wschodu widzą problem to trzeba będzie zareagować – powiedział Dziara bardziej do siebie niż do Zera – A ostatnia wiadomość?
- Do Inowrocławia wróciła grupa budownicza – serce zabiło mi szybciej. Wypuściłem z płuc powietrze, całe szczęście niezauważalnie – Powiedzieli, że Ernest zaginął.
- Co?! – Dziara aż wstał słysząc to – Gdzie? Jak to się stało? – zapytał.
- Tutaj jest cały raport. Pewnie będziesz chciał tam kogoś wysłać żeby pomógł w poszukiwaniach – powiedział Zero wręczając raport Dziarze.
- Oczywiście. Jest członkiem Czerwonych Flar oraz moim przyjacielem. Przeżył już nie jedną taką przygodę… Na pewno się znajdzie, ale mu w tym pomożemy.
- To wszystko. Przygotować ludzi? – zapytał.
- Zbierz tylko pozostałe Flary i wyślij ich od razu w – przejechał wzrokiem po kartce którą dostał – to miejsce. Właściwie to Jonasz pojedziesz z nimi. A co z Karoliną? – zapytał.
- Zostaje na razie w Inowrocławiu, ale mogę po nią posłać – zaproponował chłopak.
- Nie ma takiej potrzeby. Po prostu zbierz Wiktorię, Agnieszkę i zajmijcie się tym. Ewelina i Michael będą mi niestety potrzebni – powiedział Dziara – A teraz idź już. Im szybciej zaczniecie szukać tym większa szansa na sukces.
                Zero wyszedł z Kwatery o wiele spokojniej, wraz z Jonaszem. Obserwowałem przez chwilę ich znikające za drzwiami sylwetki, po czym odwróciłem się ponownie do Dziary.
- Miałeś rację. Wybacz za sceptycyzm – powiedział.
- Nie mówmy już o tym. Ważne, że coś z tym robisz. Kiedy planujemy wyjechać? – zapytałem.
- Jutro z rana. Dzisiaj zbierzemy odpowiedni oddział, rozdam obowiązki, przekaże władzę… Rozumiesz, że takie pozostawienie obozu bez większości ludzi zdolnych do obrony to nic prostego.
- Rozumiem – powiedziałem.
- Dobrze. Ewelina zaprowadzi cię do jakiegoś mieszkanka na jedną noc. Jutro z rana widzimy się tutaj.
                Nie komentując już niczego ruszyłem w stronę wyjścia. Michael został z Dziarą, a Ewelina poszła za mną. Gdy tylko opuściliśmy budynek, a drzwi za nami się zamknęły, odezwała się:
- A nie mówiłam? – zapytała zadowolona z siebie.
- Hmm? – mruknąłem nie wiedząc dokładnie o co chodziło.
- Mówiłam, że się zmienił. Zgodził się na twój pomysł bez żadnego pokrycia twoich słów. Zaufanie bracie – wydukała szczęśliwym głosem.
- Tak, bez pokrycia. Nie licząc swojego człowieka, który powiedział mu o tym co przekazali z Inowrocławia – powiedziałem uśmiechając się paskudnie.
- Oj nie przesadzaj. Myślisz, że jak często dostaje takie zgłoszenia? Rzadko kiedy reagował, a teraz gdy usłyszał to z dwóch źródeł nie wahał się. Wyruszamy. Będziemy kompanami – uśmiechnęła się do mnie, klepiąc moje plecy.
- Nie ważne. Ważne, że się udało i będziemy mogli jakoś pomóc – powiedziałem.
- Dokładnie. To jest powód do świętowania. Może skoczymy do baru? Dzień ledwo się zaczął, ale w sumie jak mam cię „pilnować” to chyba mam się kręcić z tobą, prawda? Prawda. No nie daj się prosić! – ostatnie słowa wręcz wykrzyczała.
                Przez chwilę zastanawiałem się jak mógłbym tego uniknąć, ale ostatecznie wysiłek byłby zbyt duży, a napicie się w towarzystwie ładnej kobiety nie należało do czegoś złego. Przytaknąłem w końcu, co spotkało się z ogromnym entuzjazmem dziewczyny. Ruszyliśmy do baru, gdzie zamówiliśmy na dobry początek dzban piwa i usiedliśmy w kącie. Było póki co dosyć pusto, przy ladzie siedział jedynie łysy mężczyzna, który zajadał się czymś przypominającym makaron z fragmentami mięsa.
- Lubiłam tu przesiadywać i rozmawiać z Bobrem – wystrzeliła na początek rozmowy.
- Cóż, ja go nie miałem okazji dobrze poznać. Rozmawialiśmy może raz, czy dwa – stwierdziłem zgodnie z prawdą.
- To ciekawy człowiek. Znaczy z jednej strony ciekawy, a z drugiej zwyczajny i normalny. Ciężko to określić – powiedziała pociągając solidny łyk ze szklanki wypełnionej złocistym płynem.
- Dlaczego nie pojechałaś z nim? Do Płocka? – zapytałem.
Na jej twarzy pojawiło się coś na kształt smutku.
- W sumie teraz trochę żałuje. Co prawda nic straconego, mogę zawsze tam dojechać jak obóz zacznie już działać, ale ogólnie to sporo rzeczy trzyma mnie w tym obozie – przyznała.
- Na przykład? – sam nie wiedziałem dlaczego mnie to w ogóle interesuje, ale rozmowę trzeba było jakoś zacząć. Piwo było dobre, a towarzyszka ciekawa.
- Czerwone Flary. Ojciec. Miłość do ludzi – co wymienianą rzecz robiła krótką przerwę.
- Jest tu twój ojciec? – zapytałem zdziwiony.
- Tak. Pracuje na jednej z barykad, nie jest jeszcze taki stary. Udało mi się przetrwać z nim i paroma innymi ludźmi, no i jakoś się tu trzymam. A to miejsce jest naprawdę dobre. Pewnie najlepsze w promieniu wielu kilometrów – powiedziała.
- Nie sądzisz, że są większe obozy? Lepiej gotowe na atak i obronę? Albo generalnie grupy? – byłem ciekawy czy powie coś o Zszytych, dlatego tak właśnie ją pytałem.
- Raczej nie. Złomiarze mają sporo ludzi, ale nawet jak byli od nas lepsi, to teraz po ataku Zszytych są rozbici. No a sami Zszyci… sama nie wiem. Może jest ich więcej, ale czy oni mają jakiś swój obóz? Chyba nie. A to oznacza, że nie mogą nam naprawdę zagrozić, tak długo jak jesteśmy w miejscu takim jak to – powiedziała rozkładając ręce.

                Nawet nie wiedziała jak się myli. Z drugiej strony to ja mogłem się mylić. Nie chciałem już jednak poruszać tego tematu. Zająłem się rozmową. Piwo schodziło szybko i stwarzało miłe szumy w głowie. Po wypiciu dwóch dzbanów i spędzeniu paru godzin w barze poszliśmy z Eweliną do wyznaczonego przez Dziarę mieszkania. Nawet nie zauważyłem, kiedy wylądowaliśmy w jednym łóżku, a następnie sprawy potoczyły się szybko. Równie szybko jak mogło upaść to wszystko, gdy odezwie się Krawiec. Zatapiając się w kojącym uścisku Eweliny odrzuciłem te myśli. Nie było na nie teraz czasu.

2 komentarze:

  1. Gra na 2 fronty nigdy nie wychodzi za dobrze ale trzeba zauważyć jak bardzo żal Irkowi tego że został zmuszony do takiej sytuacji, chce bronić "swoich" ludzi. Trochę Kijowa sytuacja. I znowu trzeba czekać na kolejny rozdział :)
    P.s. Fajny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na kolejny może i trochę czekania będzie (chcę kupić trochę czasu :P), ale będzie to naprawdę meeega długi rozdział, prawie dwa razy dłuższy niż te zwyczajne ;) Więc będzie co czytać, a za komentarz jak zwykle dziękuje :D

      Usuń