Rozdział 16, kolejny z perspektywy Bobra. Rozdział nieco w innych klimatach, na pewno pisało mi się go ciekawie i jest trochę inny od pozostałych. Ale to już pozostawiam Waszej ocenie, mam nadzieję, że się wam spodoba, a po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym.
POV:
Bobru - Rozdział 16 - Dzień 6
Irek - Dzień 6 - Kieruje się w stronę Torunia
Zuza - Dzień 6 - Jest w Płocku
------------------------------------------------
Rozdział 16: Błędy (BOBRU)
Obudziłem
się nie otwierając oczu. Myśli przelatywały przez moją obolałą głowę szybciej
niż rozpędzony Potwór. Wokół mnie panowała kojąca dla bólu cisza. Opcje były
dwie – albo byłem martwy i tak wygląda życie po śmierci, albo Łowca wraz z
resztą zdołali przenieść mnie do bezpiecznego miejsca. Odczuwanie bólu
skłaniało mnie jednak do tej drugiej opcji. Musieli przenieść mnie do Płońska.
Na pewno zajęli się mną ludzie Feline. Stado zombie i to wszystko było już
tylko wspomnieniem. Leżałem jeszcze chwilę napawając się tym. Próbowałem bez
otwierania oczu odgadnąć co jeszcze mnie bolało. Główny ból czułem w głowie i
ręce. No nic, pomyślałem zrzucając
zasłonę ciemności.
Znajdowałem
się we wnętrzu jakiegoś mieszkania. Wiedziałem dobrze, że baza Feline znajduje
się w szpitalu. Przenieśli się tutaj po
ataku stada, zapytałem sam siebie. To zdawało się całkiem możliwe. Tak samo
jak to, że był to po prostu pierwszy lepszy budynek w mieście. Rozejrzałem się
i nagle przeszło mnie naprawdę dziwne odczucie. Wydawało mi się, jakbym już tu
kiedyś był. Zaciekawiony spojrzałem w lewo i w prawo. To pomieszczenie
zdecydowanie już gdzieś widziałem. Zdziwiło mnie to nieco, w końcu w Płońsku
nigdy nie byłem. Przewieziono mnie z powrotem do Torunia lub Inowrocławia?
Chociaż nie kojarzyłem tam tego typu budynków, to było jedyne racjonalne
wyjście. Zauważyłem, że nie mam u paska pistoletu, ale mój nóż był na miejscu.
Wstałem
ostrożnie i podszedłem do okna. To co tam zobaczyłem złamało mnie całkowicie.
Nie były to jednak trupy, ocalali, czy cokolwiek w tym stylu. Za oknem ujrzałem
coś co było znacznie gorsze. Znacznie dziwniejsze i na swój sposób
przerażające. Jak, zadałem sobie
krótkie pytanie. Zanim zdążyłem pomyśleć o tym co się stało lepiej, usłyszałem
głosy. Odruchowo przycisnąłem się do ściany. Chociaż starałem się nie robić
hałasów to nieco stuknąłem łokciem o ścianę ze strachu. Tym co mnie
przestraszyło nie było nawet to co zobaczyłem za oknem. Było to lustro na
ścianie. Sama obecność mojego odbicia nie była niczym dziwnym, jednak to jak
ono wyglądało wzbudziło we mnie kolejną falę mdlącej niepewności. O co chodzi, zapytałem się w myślach,
chociaż miałem ochotę to wykrzyczeć.
Wyglądałem
inaczej. Nie wiedziałem jak dokładnie ubrać to w słowa, ale po prostu mój
wygląd był… mniej zużyty. Zostałem ogolony, a włosy wyglądały jakbym dopiero co
wrócił od fryzjera. Czy spałem tak długo, że zdążyli mnie ostrzyc? Czy mogłem
leżeć w śpiączce jak Pablord? Ile czasu minęło? Nie mogłem znaleźć odpowiedzi
na te pytania, a w głowie ziała pustka. Fakt tego wszystkiego nie poprawiał
sytuacji ani trochę.
Musiałem
jednak sprawdzić, kto tu ze mną jest. To co zobaczyłem za oknem i w lustrze
było bardzo dziwne, ale mogłem znaleźć na to jakieś wytłumaczenie. Stało się i
tyle, jest apokalipsa, dzieją się różne dziwne rzeczy. Jednak to co zobaczyłem
wychylając się delikatnie zza rogu było gwoździem do trumny mojej psychiki.
Przy stole siedziały trzy osoby, a czwarta nerwowo zerkała za okno. W pierwszej
chwili liczyłem, że to po prostu Łowca, Krystek, Ika oraz ktoś z ludzi Feline.
Nie byli to jednak oni. Co gorsza w większości, nie były to nawet osoby… żywe:
- Stary! Aleś nam
stracha napędził! Myślałem, że zginiesz od tego upadku! – krzyknął Ernest.
Milczałem. Nie potrafiłem wydobyć z siebie dźwięku. Jeszcze
gorsze było usłyszenie drugiej osoby.
- Cholera wyglądasz
jak trup. To pewnie od tego upadku. Jak upadłeś szybko z Ernim podnieśliśmy
ciebie i przetransportowaliśmy do pobliskiego bloku. Całe szczęście zero
zombie. Było całkowicie czysto. Uprzedzając pytanie od twojego upadku minęły z
dwie godziny – powiedział Bartek. Gokujin. Ten, którego śmierć oglądałem
podczas ataku Łapy na obóz w Królowym Moście.
- Nie martw się – dodał
po chwili Kiciuś, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem – Dzwoniłem do Eryczka. Wygląda na to, że zasięg nie padł jeszcze
kompletnie. Ma być za jakąś godzinę w parku przy operze. Da sobie rade. Oprócz
niego i Natalii idą również dwaj inni. Bartek i Damian. Pamiętasz? Te ziomki z
działki.
Nieznajoma i Bochen obserwowali rozmowę w ciszy. Ich cisza
była totalnym przeciwieństwem tego co działo się w mojej głowie. Nie wiedziałem
jak zareagować. Nie mogłem jednak tyle milczeć. Cokolwiek to było wyszedłbym na
dziwaka albo szaleńca.
- Super – odpowiedziałem
słabym głosem.
- Wszystko w porządku
Bobru? Wyglądasz naprawdę kiepsko. Jeszcze gorzej niż po upadku – powiedział
Bochen.
- Tak… tak – odpowiedziałem
ucinając temat i podchodząc do Erniego, który zerkał za okno. Wyglądał inaczej
od tego Erniego, który był kierowcą Zbłąkanego Ocalałego. Nie miał blizny na
policzku, nie był zarośnięty… Miałem ochotę krzyczeć. Zadać grad pytań. Moje
serce pękało widząc żyjącego Goku, Nieznajomą i Bochena. Wizje ich śmierci
miałem tuż przed oczami. Pamiętałem dobrze jak uciekałem ze sklepu i Nieznajoma
została w nim złapana. Słyszałem smutną pieśń graną przez sznur przyczepiony do
latarni i obciążony ciałem Bochena. Czy to co się teraz działo było snem? A
może wszystko co przeżyłem to był tylko wytwór mojej wyobraźni? Czy takie coś
było w ogóle możliwe?
Póki
nie mogłem dokładniej określić co jest prawdą, a co nie, postanowiłem dać się
ponieść temu światu. Szukałem jednak
znaków, czegokolwiek co pozwoliłoby mi dowiedzieć się czy to sen, czy
rzeczywistość. Jeżeli jednak był to sen, to niezwykle realistyczny. Czułem to
co miałem pod ręką. Na dworze słychać było stłumiony dźwięk trupów. Odetchnąłem głęboko. Podobnie jak ostatnio
czekaliśmy dobre czterdzieści minut, aż w końcu postanowiliśmy zbierać się w stronę
opery. Podczas wychodzenia z mieszkania, gdy Bochen zbiegł już na dół wraz z
Goku i Nieznajomą, zatrzymałem na chwilę Erniego.
- Stary – chwyciłem
go za ramię.
- Hmm? – odwrócił
się zaskoczony.
- Muszę ci coś
powiedzieć. Tylko nie śmiej się cholera – zacząłem.
Kiwnął głową.
- To wszystko. Ten
dzień i wszystkie kolejne… Ja już je przeżyłem. Wiem jak to brzmi, ale pamiętam
wszystko. Nie wiem co się ze mną dzieje i czy to co widzę jest prawdziwe. Boję
się – głos zadrżał, gdy wypowiadałem ostatnie słowa. Erni spojrzał na mnie.
Przez chwilę nie odzywał się jakby analizując wszystko co usłyszał. Zupełnie
jak prawdziwy Kiciuś.
- Jesteś pewien? Mam
na myśli… leżałeś te dwie godziny, może ci się to śniło? – zapytał.
- Nie! – krzyknąłem
nieco za głośno i zbyt gwałtownie – Nie.
Mówiliście dokładnie to samo co wtedy kiedy się obudziłem. Tylko, że to było
pięć miesięcy temu. Stary nie wiem co się ze mną dzieje. To wszystko przez ten
stres. Nie daje rady, a nikt nie jest mi w stanie pomóc tak jak bym tego
potrzebował. Nie radzę sobie… - powiedziałem spokojnie.
- Stary musisz wziąć
się w garść. Dokończ to co zacząłeś, a potem odpoczniemy i pogadamy. W Królowym
Moście. Nie możesz teraz odejść – powiedział zmartwionym głosem przytulając
mnie. Te przytulenie również było całkowicie realne. Poczułem samotną łzę
spływającą po moim policzku. Czy ja oszalałem? Czy to wszystko to był sen?
Przez moją głowę wyraźnie przelatywały obrazy. Łowca, Supraśl, Łapa, Toruń, ciało Natalii, Dziara, zabicie Wojtka, Ben
na wózku inwalidzkim, Wielkie Spotkanie Ocalałych, Złomiarze, Zszyci. Zadrżałem.
Czy wszystko o co walczyłem tak długo okazało się zwykłym snem?
Erni
poklepał mnie po plecach po czym dał znać żebym szedł za nim. Drżałem cały.
Może to rzeczywiście był sen? Przypadkowo pokryło się to z pytaniami, które zadali
mi po upadku pięć miesięcy temu, ale może teraz potoczy się to inaczej? Kiciuś
widział, że wciąż się tym zamęczam. Spojrzał na mnie.
- Co teraz miało się
stać według twojego snu? – zapytał.
- Spotkamy Eryczka,
Natalie i ich znajomych. Ale nie będą sami. Będzie szła z nimi obstawa na czele
z Cinkiem, Alexem i Goliatem – powiedziałem czując złość na samo
wspomnienie o Alexie.
- Cinek? Alex? Goliat?
Cholera oby to rzeczywiście był sen… - powiedział.
- Jeżeli jednak to
okaże się rzeczywistością… Musimy ich uniknąć lub zabić. Jeżeli tego nie
zrobimy to się rozdzielimy. Bochena zabiją i powieszą na latarni… Po prostu
zajmijmy się Natalią i Twoim bratem – widziałem jakim wzrokiem patrzył na
mnie Erni. Urwaliśmy jednak temat, bo dochodziliśmy już do wyjścia z bloku,
gdzie czekała na nas reszta. Ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę parku.
Przechodząc
przez jezdnię zabiliśmy parę trupów. Przebiegliśmy na drugą stronę jezdni, po
czym zaczęliśmy się skradać. Erni obserwował mnie dokładnie, ale na twarzach
reszty widziałem jedynie zaciekawienie i odrobinę strachu pomieszanego z
ostrożnością. Nie wiedziałem, czy będę
miał drugą taką okazję, więc podszedłem do Goku. Miałem milion różnych pytań w
głowie, ale zdecydowałem się na to najprostsze.
- Jak się trzymasz
stary? – zapytałem.
- A dobrze ziomek.
Znaczy dobrze jak na te czasy. Niezłe gówno się porobiło – powiedział. Jego
głos był dla mnie jak nektar na wyschnięte gardło. Przed oczami wciąż widziałem
jego twarz, kiedy czołgał się do mnie jako trup podczas ataku na obóz w
Królowym Moście. Teraz jednak uśmiechał się i chociaż na jego twarzy widać było
zmęczenie to dało się też poczuć charakterystyczną pozytywną energię – Ale przynajmniej nie wyszedłem na tym źle.
Równie dobrze mogli mnie porobić w szkole, albo co gorsza trafiłbym na jakąś
dziwną grupę. A tutaj znajdziemy spluwy i jesteśmy gotowi na wszystko. W końcu
doświadczenie z gier się przyda.
Gdy tak
o tym mówił w ten sposób, moja grupa nagle przypomniała mi o grupie chłopaków,
których znalazłem w Płocku. Nie różnili się tak bardzo od nas, tylko że, oni
chowali się przed światem, a my go podbiliśmy. Dlatego to my zaatakowaliśmy ich
obóz, a nie na odwrót. Zbliżaliśmy się już do opery. Od razu w oczy rzucił mi
się radiowóz, przy którym widziałem śmierć dwóch policjantów. Okolica wydawała
się czysta. Reszta też go zauważyła. Bochen już chciał biec w jego kierunku,
ale zatrzymałem go. Zobaczmy co się
stanie, pomyślałem, po czym
odezwałem się do reszty:
- Ja tam pójdę. Jakby
coś się zaczęło dziać to zostańcie przy tych murkach i nie wychylajcie się
nieważne co by się działo – powiedziałem.
- Jesteś pewien? – zapytał
Erni, wyraźnie patrząc na mnie.
- Tak. Po prostu tu
poczekajcie.
Nie czekając na dalszą odpowiedź ruszyłem do przodu. Biegłem
szybko, wiedząc, że lada chwila na horyzoncie powinni pojawić się ludzie Alexa.
Dopadłem do radiowozu i zauważyłem dwa trupy. Były jednak w takim stanie, że
nawet nie wstawały. Zombie musiał zjeść w takim stopniu, że te nie mogły nawet
powstać. Przeszukałem najszybciej jak umiałem kieszenie i kabury. Znalazłem dwa
pistolety. Podobnie jak ostatnio w jednym były cztery naboje, a w drugim dwa.
Zgarnąłem obie bronie i pędem ruszyłem w stronę murków, przy których zostawiłem
resztę. Zauważyłem też, że w parku zaczęło się coś dziać.
Już z
daleko było jasne, że to ludzie Alexa. Cała banda patologicznie wyglądających
chłopaków, którzy byli wyposażeni w rury, metalowe pręty i kije. Nie przejmując
się na razie nimi podszedłem do swoich przyjaciół i podałem Erniemu pistolet.
Miałem nadzieję, że pomoże mi w odpowiedniej chwili.
- Zachowujcie się
spokojnie. Znamy z Ernim większość tych ludzi, nie będą mieli za dobrych
zamiarów, ale po prostu się nie wychylajcie i nadążajcie za tym co mówię, ok? –
poprosiłem resztę. Pokiwali głowami. Wstaliśmy. Grupa Alexa szybko nas
otoczyła. O ile ostatnim razem byłem przerażony, to teraz kipiałem nienawiścią.
Uspokajał mnie widok tylko dwóch osób. Cinek stał i uśmiechał się wesoło widząc
mnie i Erniego. A tuż obok Alexa stała Natalia. Wizja jej ciała leżącego w kałuży
krwi na ulicach Ostoi też nawiedzała mnie od czasu kiedy ją zobaczyłem. Chociaż
miałem lepsze momenty i po paru epizodach starałem się o tym zapomnieć to
uczucie wróciło ze zdwojoną siłą, kiedy Łapa przyznała się do zabójstwa. A
teraz zobaczenie jej żywej było jeszcze gorsze. Nie zważając na Alexa i
Goliata, którzy zaczęli coś mówić, podszedłem do niej i przytuliłem .Nie
spodziewała się do końca aż takich uczuć, ale odwzajemniła przytulenie.
- Tęskniłem – wyszeptałem
drżącym głosem. Spojrzała na mnie nieco dziwnie. Wiedziałem, że ona nie
rozumiała mojego szczęścia. W końcu gdy spotkałem ją rzeczywiście pierwszego
dnia apokalipsy to rozstaliśmy się w wcześniejsze wakacje w pokojowych
warunkach i wciąż czasami ze sobą pisaliśmy. Teraz kiedy jednak widziałem ją
martwą i miałem szansę raz jeszcze zobaczyć ją uśmiechniętą, poczuć jej ciepło
to coś we mnie pękło.
Sprawa
z Łapą też nie dawała mi spokoju. Chociaż nie wyładowałem na niej złości i
starałem się chować urazę wiedząc, że Płock był ważniejszym celem to nie
wiedziałem co z nią zrobić. Czy dać jej kolejną szansę, czy raz na zawsze
wyłączyć ją z mojego życia. Pewnie ludzie, którzy mnie otaczali i wiedzieli o
tym co ona zrobiła, nie mieliby z tym problemu i kazaliby mi ją wygonić, albo
zabić. Ale ja nie potrafiłem tak łatwo zapomnieć o tym wszystkim. Nie wiem
nawet czy chciałem.
— Się kurwa porobiło!
– sapnął – To co lecimy dalej? Musimy
znaleźć jakiegoś kałacha albo bazookę bo inaczej ni chuja z tymi martwiakami.
— Ale dużo nas, damy
radę – powiedział ktoś z tłumu.
— Się wie –powiedział
Alex, wciąż patrząc zdziwiony na to jak pewnie podszedłem do Natalii.
Normalnie,
w tej chwili Erni wychodził z propozycją pozwolenia nam odejść. Ale teraz nie
powiedział nic. Przejąłem inicjatywę.
- To jaki jest plan?
Cinek? Alex? Macie jakieś bronie oprócz tych kijków i rurek? – zapytałem
uderzając na ambicję.
- Właściwie to jeszcze
nie. Ledwo z ośki się pozbieraliśmy przy okazji spotykając Eryczka i resztę – powiedział
Cinek wskazując na brata Kiciusia, Natalie i Bartka oraz Damiana, dwójkę z
działki.
- Widzieliśmy po
drodze z naszego liceum sklep. Może zbierzesz paru ludzi i Alex z Goliatem
przejdą się tam, a ty zostaniesz tu z nami, popilnujemy tego palcu i
powspominamy. Dawno się nie widzieliśmy – powiedziałem.
- Ja też bym został.
Goliat poradzi sobie sam. Weźmie paru ziomków – wtrącił się Alex,
najwidoczniej nie chcąc zostawić nas z samym Cinkiem i resztą. Jak zwykle pchał
się tam gdzie nie trzeba.
- Jasne załatwię to – powiedział
Goliat.
Krótko
po tym zaczął zbierać ludzi i ruszył według moich instrukcji do nieistniejącego
sklepu z bronią. Na placu w krótce zrobiło się bardzo pusto. Zaczęło się też
robić powoli ciemno. Przy stole w parku
zostali Bochen, Goku, Nieznajoma, Erni, Cinek, Alex i trzech jego kumpli.
Postanowiłem trzymać się wcześniejszego planu i kiedy upewniłem się, że Goliat
oddalił się już z naszego zasięgu wzroku zaproponowałem Alexowi pójście na
zwiad. Pamiętałem jak oszukał mnie
ostatnim razem, atakując zdradziecko od tyłu. Pamiętam ile problemów to mi
sprawiło. Co prawda dzięki temu wpadłem na Miczi i jej znajomych, ale to wciąż
było do osiągnięcia. Odeszliśmy nieco od reszty i w mroku drzew szliśmy powoli.
Słyszałem jak mój przeciwnik oddycha. Byłem pewien, że podobnie jak ostatnio zaatakuje
mnie nagle.
Usłyszałem
tylko krótki dźwięk. Stary Bobru z pewnością nie zareagowałby na czas. Ale ja
walczyłem już z takimi ludźmi. Pokonałem ich całe mnóstwo żeby dotrwać do
momentu, w którym byłem teraz. Odwróciłem się, a pistolet pojawił się w mojej
dłoni szybciej niż kiedykolwiek. Strzał rozszedł się echem po okolicy. Alex
upadł z dziurą w głowie. Nie miałem żadnych wątpliwości, że spudłowałem.
Ruszyłem w stronę stolików. I wtedy odetchnąłem z ulgą. Chociaż to co działo
się na moich oczach było straszne, w końcu znalazłem znak, który mi dokładnie
pokazał co się ze mną dzieje. Las rozjaśnił się, a ja stałem na podwórzu
Królowego Mostu. Odetchnąłem z ulgą. To
sen, pomyślałem. Dawno nie poczułem takiej ulgi. Wystarczyło się obudzić.
Czy powinienem spróbować się zabić? Czy w ten sposób ucieknę z tego „świata”?
Chociaż
w całym obozie wydawało się nikogo nie być, usłyszałem krok za sobą. Odwróciłem
się. Stał za mną Sołtys. Zobaczenie tej pociesznej, starej twarzy było naprawdę
radosne. Podszedł do mnie powoli i spojrzał ostrożnie.
- Co ty tu robisz? – zapytał.
- Próbuje stąd wyjść –
powiedziałem zgodnie z prawdą.
Jego twarz jakby złagodniała.
- Czyli zdajesz sobie sprawę z tego, że to
sen? – zapytał zaciekawiony.
- Zdaję. I chcę się
obudzić. Zobaczyłem dużo osób, których już przy mnie nie ma. Chcę ochronić
tych, którzy przy mnie są. Przykro mi, że nie udało mi się uratować ciebie – powiedziałem
zasmucony.
- Ludzie giną i nic na
to nie poradzisz. Ani ty, ani nikt. Pamiętaj o martwych i uważaj na żywych
chłopcze…
- Przydałbyś mi się.
Gdyby nie ty nie zajechałbym tak daleko – powiedziałem.
- Na każdego
przychodzi czas, niestety. Ja byłem już stary. Nie szkoda odejść w takim wieku…
- Każde życie się
liczy. Każde życie. Niektóre po prostu same proszą się o odebranie. Ale
zmieniłem się od czasów Królowego Mostu. Sporo przeszliśmy. Straciliśmy, ale
też zyskaliśmy – dawno nie mogłem wygadać się tak swobodnie jak do wizji
Sołtysa w mojej głowie.
- Wystarczy już tego –
odezwał się kolejny głos w mojej głowie. Odwróciłem się i sceneria znowu
się zmieniła. Stałem pośrodku drogi, której nie znałem, a przynajmniej nie
kojarzyłem. Przede mną stała Magda z łukiem. Celowała w moją stronę – Wiesz co, żeby ktoś narzekał jak baba, co z
ciebie za dowódca – powiedziała. Chociaż mówiła to poważnym głosem to
wiedziałem, że żartowała.
- Czym właściwie jest
to co się dzieje? – zaciekawiłem się, czy odnajdę odpowiedź we własnej
głowie.
- Snem – odpowiedziała
krótko po czym wypuściła strzałę. Ta leciała dosyć wolno. Nienaturalnie wolno.
Cały świat zaczął się trząść. Poczułem ból w plecach. Zanim pocisk doleciał do
mnie otworzyłem oczy w prawdziwym świecie. Wystraszony, próbowałem się wyrwać.
Trzymano mnie jednak mocno.
- Ej spokój! – krzyknął
ktoś tuż przy moim uchu. To był Łowca. Ulżyło mi. Chociaż wróciłem do piekła,
to było ono przynajmniej realne. Postawił mnie na ziemi. Krystek patrzył na
mnie z ulgą w oczach. Podobnie Ika. Staliśmy na ulicy. Po obu stronach
znajdowały się trzypiętrowe bloki mieszkalne.
Gdzie-nie-gdzie walały się trupy. Żywe dopiero szły w naszą stronę,
najprawdopodobniej naszym śladem. Same budynki wyglądały kiepsko. Łowca podał
mi karabin.
- Jak dasz radę stać
to trzymaj – powiedział. Wziąłem broń w ręce. Był to ten sam karabin, którym
strzelałem przez okno Potwora. Wspomnienia ze snu powoli zaczynały się
rozwijać, chociaż były zdecydowanie ciekawym przeżyciem. Każdy kolejny krzyk
zombie, sprawiał jednak, że ta wizja zdawała się coraz bardziej odległa.
- Ale cię wyjebało za
okno… myśleliśmy, że po tobie stary – powiedział Krystek.
- Sza! Nie ma czasu na
gadanie musimy wleźć do któregoś budynku bo inaczej po nas – wtrącił Łowca
idąc na przód. Szliśmy za nim.
Zobaczyłem na jego plecach karabin snajperski.
- Gdzie jest Potwór? –
zapytałem.
- Został na polu.
Jakimś jebanym cudem strzeliła opona. Osobiście myślę, że ktoś nas zaatakował.
Takie opony nie pękają ot tak sobie – powiedział ze złością.
- A jesteśmy w
mieścinie przy Płońsku. Resztę drogi musimy pokonać na piechotę – dodała Ika.
Przeszliśmy
przez uliczkę i w końcu znaleźliśmy miejsce, do zrobienia postoju. Wciąż byłem
obolały po upadku, ale podobnie jak po spadku w Białymstoku, nic nie złamałem,
co było ogromnym szczęściem. Budynek, do którego weszliśmy był czymś w stylu
baru połączonego z księgarnią. Bez problemu dobiliśmy trupa, który jęczał i
wyciągał powykręcane ręce w naszym kierunku. Musiał tu być już jakiś czas, bo
po wbiciu mu noża w głowę upadł i w paru miejscach pękł, wylewając ohydną maź
na spory kawałek podłogi. Usiadłem spokojnie przy jednym ze stołów, Krystek
zasunął zamek w drzwiach, a Ika i Łowca szybko przeszukali zaplecze przynosząc
po chwili parę butelek piwa oraz zapas ciastek.
- Na pewno wszystko w
porządku? – zapytał Łowca.
- Jasne. To był mały
szok, ale uratowaliście mnie. Nie wiem jak to zrobiliście w tym całym
zamieszaniu, ale jak wylatywałem przez tą szybę to myślałem, ze to koniec – powiedziałem.
- Jak ja odzyskam
Potwora? – zadał pytanie mężczyzna, bardziej do siebie niż do nas.
- Jak dojdziemy do
Płońska to poprosimy Feline o pomoc. Na pewno coś się wykombinuje – pocieszyłem
go.
- Tylko czy z Płońska
coś zostało. Jak przeszło przez nie stado to nie wróżę nic dobrego – zauważył
Krystek.
- Jak nie spróbujemy
to nie zobaczymy. Swoją drogą, dojdziemy stąd prosto do Płońska? – zapytałem.
- Zaraz sprawdzę
którędy – dała znać Ika wyciągając mapę, którą zapewne wzięła z tira – Tak. Mamy tam na oko jakieś pięć kilometrów,
więc bez większego problemu. A stado ruszyło dalej, te niedobitki – wskazały
zombie, które po tym jak zgubiły nasz trop wałęsały się w dalszej części ulicy
– też zaraz się znudzą. Jak trochę się to
uspokoi powinniśmy iść – zaproponowała.
-
Zgadzam się – powiedziałem,
po czym wziąłem łyk piwa. Było stare i miało dziwny posmak. Nie pozostało nam
jednak nic innego jak picie go i czekanie.
Pozytywnie mnie zaskoczyłeś bombu, fajny motyw z "snem" i ukazaniem choć na chwile osób których już niema aż łezka w oku się kręci. Zleciało szybko ale pozytywnie : )
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje za pozytywny komentarz i cieszę się, że motyw ze "snem" się spodobał :D Taki mały powrót do przeszłości :D
UsuńWedług mnie mógłbyś ten motyw pociągnąć jeszcze dłużej, taka "druga szansa". Bobru by zobaczył alternatywę i inna historie ucieczki która by sam sobie wymyślił w swojej głowie. Fajnie byłoby zobaczyć co by się stało gdyby bobru wybrał inne decyzję, co by się stało i jak potoczyło dalej. Temu aktowi daje dużego plusa za pomysłowość :)
OdpowiedzUsuńMyślałem nad tym, żeby nawet zakończyć rozdział w tym "drugim" świecie i nawet kolejny napisać znowu z perspektywy Bobra, żeby namieszać Wam jeszcze bardziej w głowach, ale ostatecznie za dużo będzie się działo w tych najbliższych rozdziałach żeby pozwolić sobie na taki zabieg :P
UsuńŚmiesznie brzmiałoby gdyby Bobru śnił czasy ucieczki z Białego w śnie gdzie śni że jest apokalipsa zombie xD Może kiedyś jeszcze ten motyw Ci się przyda i go również ciekawie wykorzystasz ;P
UsuńWow. Moze jestem glupia ale przez chwile serio myslalam ze to naprawde xD. To byloby dosc ciekawe przejsc wszystko od poczatku z nowymi decyzjami, ale przewidywalne w wielu momentach. Szkoda ze tak krotko trwal ten sen :c. Uzylam kiedys takiego motywu w moim opowiadaniu na zakonczenie :D. Zawsze po przeczytaniu nowego rozdzialu u ciebie az mam ochote sama znowu zaczac pisac, ale zazwyczaj na tym sie konczy x3.
OdpowiedzUsuń"Myśli przelatywały przez moją obolałą głowę szybciej niż rozpędzony Potwór"... To będzie dobry rozdział xD
OdpowiedzUsuńA rozdział zajebisty, jak zawsze <3
Usuń